- Chester. – wymsknęło się
Justinowi.
Stał lekko zdziwiony obecnością byłego przyjaciela. Lecz
tylko przez chwilę, gdyż uczucie zaskoczenia minęło, a zastąpiła ją wściekłość.
Jak ten dupek śmie się jeszcze tu pokazywać. Justina bolało to, że znał
Chestera naprawdę długo, około dziesięć lat, a zawiódł go tak cholernie mocno.
Ostatnio kiedy go widział, chłopak śmiał się z niego, po zakończeniu
przedstawienia kiedy wychodził razem ze Skai oraz Ryanem.
- Siemasz Bieber, Goldberg. – uśmiechnął się, szeroko
otwierając ramiona. Na dziewczynę tylko kiwnął głową. – Johnson.
- Czego ty do cholery tutaj szukasz?
- Chciałem tylko przekazać wyrazy współczucia do ciebie
Goldberg.
- Akurat. – prychnął Ryan.
- Nie masz pojęcia w co się wpakowałeś. – zaśmiał się
Chester. – Poza tym jak wiesz, znamy się od dziecka. Naprawdę szkoda twoich
starych. Na razie.
Zanim zdążyli odpowiedzieć mu, chłopak zniknął im z pola
widzenia. Spojrzeli po sobie nieznacznie, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
Obecność ich starego przyjaciela namieszała im w głowach, zwłaszcza ostatnie
słowa, jakie wyszły z jego ust.
- To ja lecę, nie przeszkadzam wam.
Skai poszła w swoją stronę. Justin spojrzał na kumpla i
razem wrócili do domu, opadając leniwie na kanapę. Przez pewien czas nie
zamówili między sobą ani słowa, wciąż trawiąc zajście sprzed paru minut.
- Co to było? – pierwszy odezwał się Ryan.
- Nie mam pojęcia. Tak po prostu przyszedł, żeby
poudawać, że się przejmuje? Rany, znamy się od dziecka, a teraz do nas kurwa po
nazwiskach.
- Nie kupuje tego. Myślisz, że coś knuje?
- Wiesz co? Chuj mnie to obchodzi. Ja przeprowadzam się
do Chicago i będę studiował ze Skai. A ty… No właśnie, a ty co?
- Ja dostałem robotę tutaj. Będę pomagał wujkowi na
budowie, a Julie pracuje w teatrze. Coś tam pomaga, nie wiem co dokładniej. Za
każdym razem jak zaczyna o tym opowiadać to wiesz.. jakoś się wyłączam
automatycznie. – parsknął śmiechem.
- Stary musisz mi powiedzieć jak do tego doszło, między
wami? Przyniosę piwo i zaraz wszystko ładnie wyśpiewasz.
Gdy tylko blondynka przekroczyła próg domu nie mogła się
powstrzymać od powiedzeniu komuś o radosnej nowinie. Aż ją rozsadzało od środka
z podekscytowania. Wpadła do kuchni, gdzie zastała Jake’a robiącego kanapki.
Gdy zobaczył swoją siostrę, której oczy świeciły się jak latarki a szeroki
uśmiech nie schodził z ust, zapytał głupio:
- Jesteś głodna?
- DOSTAŁAMSIĘ!MOŻESZWTOUWIERZYĆ?BOJANADALNIEMOGĘ.TOSIĘ
NIEDZIEJENAPRAWDĘ.GDZIEJESTOLIVER?
- Spokojnie. Weź oddech i jeszcze raz.
- Dostałam się! Gdzie Oliver?!
- Pojechał gdzieś…
Skai
widząc zawahanie w głosie brata oraz ta niepewność w oczach, że zaczęła
podejrzewać iż James wie coś więcej, tylko dusi to w sobie. Była niemal pewna,
że jej młodszy brat coś przed nią ukrywa.
- Gdzie
pojechał?
- Chyba
po bliźniaków do ich kolegi. Nie wiem zresztą nie pytaj mnie, ja spadam. A, no
i gratuluje.
Wychodząc
z talerzem pełnym kanapek, cmoknął siostrę w policzek po czym pomaszerował na
górę. Blondynka była tak podekscytowana, że nie mogła usiedzieć w miejscu,
miała ochotę podzielić się tą informacją z całym światem, więc zaczęła szukać
Daniela.
-
Daniel jesteś? – zawołała, ale odpowiedziała jej cisza.
Wyciągnęła
telefon, aby zadzwonić do brata, kiedy drzwi frontowe otworzyły się. Stanął w
nich Oliver. Miał zdumioną minę, ale cieszył się widząc siostrę, gdyż odrobinę
się zmartwił, gdy nie było jej przez tyle czasu.
-
Dostałam się! – pisnęła blondynka, rzucając się bratu na szyję.
- To
zdarzyło się jeszcze wtedy, kiedy ty poprosiłeś Julie, aby Skai zatańczyła z
tobą w ostatniej scenie. Może udawała, że jej wszystko jedno, ale tak naprawdę
była rozbita. Ja siedziałem przy barze, upijając się, ona weszła, usiadła obok
i również zaczęła pić. Byłem w szoku, gdyż nie spodziewałem się po takiej
dziewczynie jak ona, pijaństwa. Szczerze pogadaliśmy… i nie tylko.
- No
nie. – parsknął Justin. – Chyba się z nią nie…
-… nie
przespałem? Nie. Ale było blisko. – uśmiechnął się pod nosem. – Odprowadziłem
ją do domu. W ciągu kolejnych dni spotykaliśmy się, często przez przypadek
np. w sklepie i jakoś tak potem
zaprosiłem ją na spacer wieczorem. A dalej to już się domyślisz.
- No
brawo, chłopie. Gratuluję. – klepnął kumpla w klatkę piersiową. – Ale dlaczego
ona nie znosi Skai?
- Jest
zazdrosna. – wzruszył ramionami. – Nie przejmuj się, ja się tym zajmę.
-
Zazdrość to straszne uczucie. David… czuję, że czegoś mi nie mówisz[K1] .
–brunet przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Widział w jego oczach wahanie,
chciał coś powiedzieć jednak nie był pewien. – Wiesz, że możesz mi ufać.
- Okej…
- wziął głęboki wdech i wydech. – No więc, ja… kiedyś, kiedy jeszcze
zadawaliśmy się, to jest, kiedy ta Annie przyczepiła się do nas, to byliśmy w
klubie we trójkę kojarzysz? – kojarzył, w końcu wtedy wyszedł na dwór i spotkał
Julie, a potem widział Skai i tego Chucka… - No i kiedy ty zostawiłeś nas to ja
tak jakby się z nią przespałem, u niej na mieszkaniu bo nie było nikogo no i…
-
Wpadłeś. – dokończył za niego Justin. David spojrzał na niego z wahaniem i
przytaknął głową jak winowajca. – A Julie nic o tym nie wie… I nie wiesz jak
jej to powiedzieć.
- Jak
ty mnie znasz. – zaśmiał się nerwowo.
- No
ładnie, że też akurat z nią… Ale jesteś zapisany w papierach jako że ty jesteś
tym ojcem, nie?
- No
jasne. Przyjeżdżam do nich co drugi dzień, żebyś ty widział Michelle, jest taka
śliczna.
- A
więc dziewczynka. – uśmiechnął się szeroko Bieber i szturchnął kumpla. –
Gratulacje stary. Mam nadzieję, że ją poznam, chociaż nie uśmiecha mi się
widzieć Annie, to jednak Michelle chętnie.
- Tylko
nie wiem co z Julie, nie wiem czy jej mówić…
-
Kiedyś musi się dowiedzieć a im dłużej to odwlekasz tym bardziej ona będzie za
to wściekła. Tak tylko ostrzegam.
- Masz
rację, ale jakoś nie mogę jeszcze…
- Jak
uważasz.
- No
nic, teraz ważne jest to, że mój najlepszy kumpel wyjeżdża na studia. Kiedy ja
cię będę widywał?
- Będę
przyjeżdżał co dwa tygodnie, postaram się…
Tydzień
później Skai biegała po całym domu, szukając różnych rzeczy do spakowania, w
tym samym momencie robiąc kanapki na podróż i dla braci na śniadanie. James jak
zasnął dnia poprzedniego na kanapie oglądając film, tak dalej spał, w ogóle nie
ruszony krzątaniem się młodszej siostry. Natomiast Oliver nie miał tak twardego
snu jak on, od razu jak tylko usłyszał blondynkę jak biega po schodach góra-dół
wstał niechętnie i z boku jej się przypatrywał. Miał jechać z nią i Justinem,
aby nie musieli zostawiać tam samochodu, który im się w ogóle nie przyda,
jednakże mieli jechać dopiero za godzinę, a to sporo czasu, lecz Skai
zachowywała się jakby wyjeżdżali za pięć minut.
-
Spokojnie, zdążysz. – mruknął, wchodząc do kuchni.
- Dzień
dobry bracie, też miło mi cię widzieć. – odpowiedziała z kawałkiem szynki w
ustach, a kolejny plaster nałożyła na kanapkę.
-
Wiesz, że obudziłaś nas wszystkich tą swoją bieganiną? – burknął.
- Tak
oczywiście, nie ma za co, że zrobiłam wam wszystkim kanapki, to z miłości. –
odgryzła się. – Nie wszystkich obudziłam, James jest jak skała. Nic go nie
obudzi.
- To
się zobaczy.
Oliver
wstał, po czym nalał zimnej wody do szklanki, udając się w kierunku kanapy,
gdzie wygodnie spoczywał James. Miał na ustach lekki uśmieszek, zapewne śnił o
czymś bardzo przyjemnym, jednak najstarszy z braci postanowił skrócić jego
szczęście. Przechylił szklankę tuż nad jego twarzą, sekundę później cały dom
usłyszał głośny i zarazem piskliwy wrzask.
- Czy
ciebie coś boli?! – wydarł się chłopak. – W tym domu nie ma za grosz spokoju,
poważnie! Skai weź coś mu powiedz…
- Ou, a
co to James skarży się siostrzyczce? – naśmiewał się z niego Oliver, za co
dostał mocny cios w ramię. Chwilę później obaj tłukli się po całej kanapie.
Skai tylko wywróciła oczami, kończąc śniadanie.
Na dół
również zszedł Ben a za nim ospały Sam. Ten pierwszy zasiadł do stołu i nawet z
nikim się nie witając zaczął pochłaniać śniadanie, zaś jego brat bliźniak ledwo
doszedł do niego, usiadł i położył głowę na blacie, po czym ponownie zasnął.
Brakowało tylko Daniela.
Skai
udała się na górę, aby zabrać jeszcze rzeczy z toalety, a gdy wróciła do pokoju
zastała starszego brata, który siedział na łóżku, gapiąc się tępo w swój
zeszyt, który nikomu nie pokazywał. Później swój wzrok przerzucił na walizkę
blondynki i znowu na zeszyt.
- Coś
się stało? – spytała, opierając się o framugę drzwi. Gdy chłopak potrząsnął
przecząco głową, weszła do środka, odłożyła rzeczy po czym usiadła obok niego.
– Będę za tobą tęsknić. – oparła głowę o jego ramię. – Za każdym z was.
- Tak…
ja też. – powiedział cicho. – To dla ciebie. – wysunął kartkę ze swojego
zeszytu, po czym wręczył niepewnie siostrze.
Skai
wzięła delikatnie w ręce rysunek brata i oniemiała. Był tak piękny, że aż
zaparło jej dech w piersiach. Nie była świadoma talentu Daniela. Uściskała go
mocno, po czym cmoknęła policzek. Na rysunku byli wszyscy razem, całą szóstką
siedząc w kuchni przy jednym stole i wygłupiając się. Skai odchylała głowę
śmiejąc się, bliźniaki robili do siebie nawzajem głupie miny, Oliver wstawał z
krzesła, patrząc niecierpliwie na zegarek, a James spał na siedząco, jedynie
Daniel siedział spokojnie i wpatrywał się w siostrę z lekkim uśmiechem na
ustach.
- To
jest piękne. Naprawdę Daniel, jejku masz taki talent. Nie mogę w to uwierzyć! –
pisnęła. – Musisz coś z tym zrobić!
-
Myślałem żeby zrobić kurs na architekta krajobrazu i potem do jakiejś firmy się
załapać, ale na ten kurs to mógłbym zarobić nie wiem rysując portrety czy
karykatury, nie wiem, co o tym myślisz?
- Ja
myślę, że to świetny pomysł i jednocześnie jestem zła, że tak długo to przed
nami ukrywałeś, jak mogłeś, wiesz?! – szturchnęła go w bok, śmiejąc się pod
nosem.
-
Powiem ale nie teraz. No już pakuj się, bo chyba niedługo jedziecie.
- No
tak, zapomniałabym!
Skai w
popłochu wrzuciła kosmetyczkę do walizki, po czym zaczęła po raz dziesiąty
przeszukiwać szafę, czy aby na pewno wszystkie potrzebne rzeczy wzięła. Nie
miała ich za wiele, ale nie zaszkodziło jeszcze raz sprawdzić.
- A!
Justin dzwonił, pozwoliłem sobie odebrać. Przyjedzie po was za pół godziny.
- I ty
dopiero teraz mi to mówisz?!
-
Szczoteczka do zębów?
- Jest.
-
Skarpety?
- Są.
-
Wszystkie pary? Bo ty lubisz sobie dobierać różne..
- Jak i
tak mam buty to przecież nikt nie będzie mi patrzył na skarpetki, kogo to
obchodzi?
- Mnie
obchodzi, nie wiesz co to kultura osobista?!
- Mamo!
-
Justin!
Spojrzeli
na siebie groźnie. Atmosfera opadła kiedy do pokoju wszedł Jeremy.
-
Spakowany? Jazmyn się niecierpliwi na dole z Ericą… - zawahał się przy imieniu
byłej kochanki przy żonie.
- Ja
jestem gotowy, ale nie wiem co na to … - nie skończył tylko spojrzał wymownie
na Pattie. Ta zrezygnowana westchnęła i machnęła ręką.
- A
ubieraj się jak chcesz.
-
Dzięki. – pocałował ją w policzek, po czym chwycił za walizkę, a na ramię
zarzucił plecak.
Zbiegł
na dół, gdzie przywitał się z Ericą, po czym usiadł na kanapę. Jazmyn od razu
wskoczyła na jego kolana i przytuliła się mocno do niego. Brunet zaśmiał się
cicho, po czym zaczął ją głaskać po włosach.
- Nie
wyjeżdżaj. – jęknęła.
-
Wybacz mała, ale obiecuję, że będę często przyjeżdżał. Zanim się nie obejrzysz
będę z powrotem. – pocałował ją w czoło.
Pożegnał
się jeszcze z Ericą, Jeremym i na końcu matką, która widząc syna mocno go
przytuliła do siebie, jakby wyjeżdżał na zawsze.
-
Spokojnie. Będę wracał co jakiś czas. – szepnął jej do ucha.
-
Zadzwoń jak tylko dojedziecie. Okej? – powiedziała, kiedy szatyn próbował ją
odsunąć od siebie.
-
Obiecuję. – cmoknął ją w czoło, po czym wsiadł do samochodu.
Po raz
ostatni pomachał bliskim, po czym wyjechał z garażu prosto pod dom Skai. Drogę
do niej znał na pamięć, nawet nie zorientował się kiedy stanął pod budynkiem.
Był bardzo podekscytowany studiowaniem zwłaszcza jeśli miała mu towarzyszyć
blondynka, dlatego chciał czym prędzej wyruszyć i już tam być. Przycisnął
klakson kilka razy mając nadzieję, że zrozumieją sygnał.
Justin
czekał około dziesięciu minut jednak nikt nie wychodził. Już wyciągał telefon z
zamiarem zadzwonienia do Skai, kiedy ta stanęła w drzwiach z wielką walizką w
ręku. Za nią stał Oliver dźwigając pozostałe bagaże. Kiedy tylko blondynka
zobaczyła Biebera na jej ustach zagościł uśmiech. Pośpieszyła ku niemu czym
prędzej. Szatyn wysiadł aby otworzyć bagażnik. Pierwszą jednak kolejnością było
podejście do dziewczyny i zamknięcie jej w swoich ramionach. Zanurzył nos w
blond włosach aby poczuć namiastkę spokoju.
-
Gotowa?
- Tak
jakby. – wzięła głęboki oddech po czym wypuściła powietrze głośno.
-
Cześć. – Oliver wtrącił aby zaznaczyć swoją obecność.
- Hej.
No to jeśli wszystko już zapakowane to ruszajmy. Nie chcemy chyba być tam późną
nocą, prawda? – puścił oczko do Skai.
- Tylko
się pożegnam z braćmi! – odpowiedziała będąc już w drodze do domu.
Justin
widział jak dziewczyna ściska wszystkich po kolei. Na pierwszy ogień poszli
bliźniacy, którzy nie bardzo chcieli ją puścić. Jeden z nich, Ben, chwycił Skai
za nogę nie pozwalając na wykonanie żadnego ruchu. Ona kucnęła i zaczęła mu coś
ze spokojem tłumaczyć. James w tym samym momencie chwycił chłopca za ramiona i
odciągnął od siostry. Najdłużej żegnała się z Danielem.
- Coś
chyba jest na rzeczy. – mruknął Oliver, siadając na tylnym siedzeniu.
- Co
masz na myśli? – spyta go Justin marszcząc czoło.
- Jakoś
wcześniej nie byli ze sobą tak blisko.
-
Brzmisz jakbyś był zazdrosny o swoją siostrę. – parsknął szatyn.
- Śmiej
się tak dalej a bardzo chętnie załatwię ci abyś już nie zobaczył Skai więcej na
oczy. – burknął Oliver pod nosem.
- Nie
mogę się doczekać. – Justin dalej roześmiany spoglądał na blondynkę, która już
zmierzała ku nim.
- Co
wam tak wesoło? – spytała Skai, siadając obok szatyna.
- A
nic. Twój brat lubi pożartować. No to teraz cel – Chicago!
OD AUTORKI: Ok, wiem że dawno nic nie dodawałam, ale nie miałam czasu ani weny. Wiem, że to żadna wymówka. Szczerze wątpię w to, aby ktokolwiek tu zajrzał czy coś. Mogę wam powiedzieć na 100% skończę tą część tylko właśnie nie wiem w jakim okresie czasu. Nie mogę niczego obiecać. Przepraszam. Zawiodłam :(