Dziewczyna o długich,
jasnych blond włosach przypatrywała się widokowi zza okna sali chemicznej w
szkole. To nie tak, że nie uważała na lekcji. Była pilną uczennicą, starała się
pogodzić swoją trudną sytuację w domu, świadomość braku życia towarzyskiego
oraz naukę i do tej pory naprawdę nieźle
jej wychodziło. Wylewała w domu siódme poty aby dogodzić braciom, zrobić
zakupy żeby mieć co jeść, znosiła cierpliwie plotki chodzące o niej po całej
szkole, drwiące spojrzenia innych uczniów oraz wkuwała nocami algebrę, a
biologię między przerwami w szkole.
Teraz po prostu miała już dosyć ciągłego życia w biegu i chciała po prostu
odpocząć. Niemal czuła jak jej mózg aż się przepala wewnątrz jej głowy.
- Panno Johnson? - z zamyślenia wyrwał ją głos nauczyciela.
- Huh? – spojrzała w
górę zdezorientowana.
- Był dzwonek na
przerwę. Nie ma pani może teraz przerwy na lancz? – mężczyzna zmarszczył czoło
i uśmiechnął się leniwie do swojej uczennicy.
- Ah! – spojrzała ukosem
na zegarek. – Rzeczywiście. – zaśmiała się nerwowo. – To ja już pójdę. Do
widzenia.
Skai Johnson wstała
gwałtownie z ławki i zarzuciła torbę na ramię, po czym wyszła pośpiesznie z
sali. Wkroczyła w tłum, który odruchowo zamilkł na jej widok. Taka sytuacja
miała miejsce od miesiąca, dnia kiedy jej rodzice zginęli w wypadku
samochodowym, spowodowanym przez pijanego kierowcę. Została sama z piątką
braci. Dwóch starszych, którzy jeszcze uczęszczali do tej samej szkoły co
blondynka oraz trzech młodszych w tym bliźniaków – Sam i Ben.
Spuściła wzrok, chowając
jak zwykle zaróżowione policzki za ścianą włosów, po czym ruszyła wolno
korytarzem w kierunku wyjścia. Idąc
przed tłum, czuła na sobie poniżające spojrzenia, słyszała jak ludzie szepczą o tym, że jest sierotą, jak się ubiera.
Bolało ją to bardzo, ale co z tego? Nie mogła przecież nic na to poradzić, nie każdemu trafiają się bogaci
rodzice, którzy na jedno pstryknięcie palcem swojego dziecka potrafią nakupować
mu rzeczy.
- Sierotka. – usłyszała
prychnięcie oraz głośny, charakterystyczny śmiech. – Malutka, niewinna
sierotka. – te słowa zabrzmiały tak plugawo, niczym „dziwka i suka”.
Nie miała odwagi
podnieść głowy, ponieważ w kącikach jej oczu zalśniły łzy. Nie chciała, żeby w
takim stanie znalazł ją jeden z braci, czy najstarszy w ostatniej klasie –
Oliver, bądź starszy o rok – Daniel. Zauważyła przed sobą jaskrawo czerwone
najki, które mogły należeć tylko do jednej osoby. Przełknęła ślinę i ze
strachem w oczach spojrzała w górę.
- Skai Johnson. –
wypowiedział te słowa wolno z wyraźną
dokładnością, jakby były wyrokiem. – Dawno się nie widzieliśmy. – uśmiechnął
się złośliwie.
- Co tu się dzieje? –
zabrzmiał ostro głos Olivera. – Bieber. – wysyczał.
- Najstarszy Johnson. –
prychnął z pogardą Justin odsuwając się od dziewczyny, która niemal dostawała
palpitacji serca. – Jak to możliwe, że
taki śmieć jak ty śmie odezwać się do mnie?
Chłopak nie dostał
odpowiedzi, ponieważ pięść Olivera błyskawicznie wystrzeliła w górę trafiając w
szczękę Justina. Szok bruneta jednak nie trwał długo, ponieważ kilka sekund
później rzucił się na przeciwnika, przewracając go na ziemię i tłukąc po
twarzy. Skai rozszerzyły się źrenice. Ten widok ją przeraził. Widziała czasem
jak bracia przychodzą z podbitymi oczami, czy zakrwawionymi rękami do domu po
bójkach, ale nigdy… Nigdy, nie
widziała jak to wygląda.
Do bitki dołączyli
kumple Justina, próbując odciągnąć Olivera, aby zszedł z bruneta, a kiedy im
się to udało, zaczęli kopać brata blondynki w brzuch. Dookoła nich zebrał się
spory tłum, obserwujący to zdarzenie.
- Dosyć! – zagrzmiał
dyrektor. – Bieber! Johnson! Do gabinetu! MIGIEM!
Jeśli w szkole była
jakakolwiek osoba której ludzie się bali i woleli unikać z nią spotkania był to
właśnie dyrektor. Jednakże Bieber był inny. Nie bał się go, a wręcz przeciwnie,
mógł splunąć mu prosto w twarz a i tak mężczyzna nie mógł go wywalić, ponieważ
miał wpływowych rodziców. Wydalenie ich syna ze szkoły skończyłoby się dla
niego naprawdę źle, dlatego dawał mu jedynie kary i próbował negocjować.
Justin i Oliver
spojrzeli na siebie groźnie tak, że Skai cofnęła się o krok, a jej serce waliło
tak mocno i szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi dziewczyny. Chłopak
nawet nie spojrzał na siostrę, tylko ruszył za dyrektorem w sporej odległości
od Biebera, aby ten czasami przypadkiem
nie wywołał kolejnej bójki.
Ostatnio starcia między
Bieberem a Johnsonami się wzmocniły z niewiadomych przyczyn. Justin pluł na
wszystko co jest z nimi związane, przy każdym ich spotkaniu musiało dochodzić
do bójek bądź ostrej wymiany zdań. Tak było również przed śmiercią ich
rodziców, ale po, jego nienawiść do tej rodziny była o wiele większa niż
zazwyczaj. Czemu? Skai nie miała pojęcia.
Nie raz chciała po
prostu podejść do bruneta i zapytać go, co mu zrobili że tak ich nie lubił.
Jednakże za każdym razem kiedy nabierała odwagi i już miała go pytać…
Spoglądała na niego i zamierała. Bała się stanąć z nim twarzą w twarz, więc zmykała jak najprędzej w boczny korytarz.
- Co się stało? – to był
James, młodszy o rok od Skai.
Dziewczyna zamrugała
wyrwana z transu i spojrzała niepewnie na brata. Nie wiedziała co powiedzieć…
Nie potrafiły te słowa przejść jej przez gardło, ale chyba nie musiała wcale
tego mówić, ponieważ wyraz twarzy chłopaka utwierdził ją w przekonaniu, że się
domyślił.
- Co tym razem? –
westchnął cicho.
Skai potrząsnęła głową i
zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
- Nieważne. Chodźmy na obiad.
– pociągnęła go za łokieć, jednak James był zanadto uparty aby się dać
dziewczynie.
- Powiesz mi o co
poszło, czy mam pójść do dyrektora? – zagroził, ale spowodowało to cichy,
szczery chichot dziewczyny.
Skai nie chciało się
wierzyć, aby jej młodszego brata było stać na to, aby pójść do gabinetu
dyrektora, dlatego roześmiała się na te słowa i szła dalej.
- To wcale nie jest
śmieszne! – zawołał za jej plecami, zostając w tyle.
Kilka osób odwróciło się
w jego kierunku, po czym spoglądali ze zmarszczonym czołem i surowością w
oczach na Skai. Dziewczyna lekko się zmieszała oraz zarumieniła. Zacisnęła
chude palce na ramiączku od torebki po czym ruszyła szybko przed siebie.
Wypadła gwałtownie ze szkoły, idąc przez szkolny trawnik omal się nie
przewróciła o czyjś plecak.
- Daniel. – powiedziała
z wyrzutem patrząc na starszego brata. – Uważaj, gdzie kładziesz swoje rzeczy.
- A ty gdzie chodzisz. –
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Oj tam. – dziewczyna
mruknęła cicho. – Idziesz na lancz?
- Zbieram się… -
odpowiedział wolno pisząc zawzięcie coś w zeszycie.
- Co tak bazgrzesz? –
blondynka zerknęła bratu przez ramię, ale ten szybko i zwinnie zamknął zeszyt.
Następnie wstał aby iść z siostrą na obiad. Skai spojrzała w górę na Daniela i
jęknęła. – Jesteś coraz wyższy.
- Chyba ty coraz niższa.
– zachichotał chłopak.
- To wcale nie jest
śmieszne. – Skai udała smutną i spuściła lekko głowę.
- Wiem, że udajesz. –
zaśmiał się chłopak, trącając siostrę w ramię.
- Skąd? – spytała
zaskoczona.
- Bo zawsze kiedy
kłamiesz, marszczysz nieświadomie nos.
- Nieprawda! – zawołała,
ale z ciekawości dotknęła nos i przerażona stwierdziła, że to co powiedział
Daniel, było prawdą.
- Sama widzisz. – wzruszył
ramionami niedbale.
- Czekajcie! – obydwoje
usłyszeli krzyk Jamesa. – Idę z wami. – wydyszał, kiedy już dotarł na mniejsce.
- A właśnie, gdzie jest
Oliver? – Daniel spojrzał wyczekująco na brata.
- Zapytaj Skai. –
chłopak posłał zgryźliwe spojrzenie siostrze, a ta zarumieniła się na samo
wspomnienie bójki brata.
- Skaai… - powiedział
powoli. – Co się stało? Albo nie, nie mów. – powiedział szybko, kiedy
dziewczyna już otwierała usta. – U dyrektora?
Z miną winowajczyni
blondynka pokiwała głową i westchnęła cicho, bawiąc się pasmem włosów i
zawijała je wokół palca. Zawsze to robiła, kiedy była zdenerwowana.
- Dobra, potem dostanie
kazanie. Już ja o to zadbam. – dodał jej otuchy James, a reszta roześmiała się
na te słowa.
- Gdzie dzisiaj idziemy?
– spytał Daniel. – Aha! Dzwoniła do mnie nauczycielka Sama i Bena…
Wiedzieliście, że oni biorą udział w przedstawieniu?
- Poważnie?! –
zarechotał James, trzymając się za brzuch. – Ci dwaj? Haha, będzie ubaw.
- James! – upomniała
brata, Skai. – Ja tam jestem bardzo ciekawa tego jak zagrają i czy w ogóle sami
nam o tym powiedzą.
- No właśnie. – mruknął
Daniel. – Dlaczego nam wcześniej nie powiedzieli tylko ja muszę dowiadywać się
od nauczycielek?
- Może dlatego.. – Skai
spojrzała wymownie na Jamesa. - … że obawiali się waszej reakcji.
- Oj tam. – mruknął pod
nosem chłopak i wzruszył ramionami.
Kiedy dotarli do baru
kanapkowego, naprzeciwko szkoły, gdzie zawsze chodzili do Joe’go, kelnera i
jednocześnie kucharza, który znał ich od małego, ponieważ przyjaźnił się z ich
rodzicami, usiedli przy jednym ze stolików. Nie potrzebowali menu, ponieważ
znali je na pamięć. Zawsze zamawiali to samo: 2 kanapki z tuńczykiem dla Jamesa
i Daniela, a dla Skai sałatka grecka.
- Witajcie. – zawołał
wesoło Joe znad kasy i posłał im serdeczny uśmiech.
- Cześć Joe! – krzyknęli
chłopcy, a ja wstałam żeby iść złożyć zamówienie.
- To co zawsze? – spytał
unosząc lekko brwi.
- Oczywiście. – Skai
uśmiechnęła się delikatnie.
- Gdzie macie Sama, Bena
i Olivera? – zapytał, a z jego tonu głosu można wywnioskować, że się o nich
martwił. Zachowywał się czasami jak ich ojciec. Pomagał im w trudnych chwilach,
kiedy nie wyrabiali ze spłatą rachunków.
- Sam i Ben są w szkole,
mają jakąś próbę do przedstawienia. – powiedziała blondynka. – A Oliver… -
zawahała się. – siedzi u dyrektora. Znowu. – wydusiła z siebie.
- Znowu? – powtórzył
Joe, marszcząc brwi. – Będę musiał pogadać z tym chłopakiem.
- Nie! Nie trzeba, ja
się tym zajmę. – zaprotestowała dziewczyna.
- Ehm! – ktoś głośno,
prowokacyjnie odchrząknął.
Obydwoje spojrzeli w tym
kierunku, gdzie stała kobieta z pozoru wyglądająca na typową paniusię. Sukienka
o kolorze krwistej czerwieni sięgała jej połowy ud, idealnie opinając się na
biodrach. Jej nogi wyszczuplały znacznie dzięki wysokim, czarnym szpilkom. Wyglądała,
jakby szykowała się na randkę, ale z drugiej strony czarny, elegancki melonik
na jej długich, kasztanowych włosach oraz duże, okrągłe, przeciwsłoneczne
okulary mówiły co innego.
Skai była zdziwiona, że
ktoś taki mógłby przyjść do zwyczajnego baru kanapkowego prowadzonego przez
niezbyt bogatego człowieka, a kobieta była wręcz przeciwna temu. Jej czerwone
usta zwężały, oczekując odpowiedzi.
- Hm, tak? – wymruczał
oniemiały Joe.
- Ile trzeba będzie
czekać aż kolejka pójdzie do przodu? – jej głos był płynny, gładki i jak balsam
dla uszu.
- Prze-praszam. – Skai
zająknęła się i szybko złożyła zamówienie, po czym usunęła się kobiecie. Już
chciała podejść do braci, kiedy ów kobieta chwyciła ją za ramię odciągając
kawałek dalej od kasy. Zdziwiona Skai zaniemówiła.
- Czy ty jesteś Skai
Johnson? Ta Johnson? – zapytała ją.
Dziewczyna zbladła i
zadrżała pod dotykiem kobiety. Nie wiedziała co się dzieje, skąd ona ją zna.
Jej źrenice poszerzały w zdziwieniu. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, jednak
wszystkie słowa teraz zdawały się być bez znaczenia, krążyć w chaosie słów,
których Skai nie potrafiła odnaleźć, dobrać, aby stworzyć logiczne zdanie.
- Oczywiście, że tak! –
zapiszczała entuzjastycznie. – Jesteś taka podobna do swojej matki. Macie te
same oczy oraz rysy twarzy. Naprawdę, bardzo ją przypominasz.
- Ehm, dziękuję. –
wykrztusiła z siebie dziewczyna, wciąż w to nie dowierzając.
- Oh! Przepraszam. –
wyraz twarzy kobiety zmienił się, jakby posmutniał. – Pewnie musi być ci bardzo
ciężko. Rozumiem to.
- Skai! – zawołał James,
a zaraz po nim Daniel. – Idziesz czy nie?
- Ja… - zaczęła
dziewczyna, jednakże tajemnicza pani przerwała jej.
- Musimy się koniecznie
spotkać. Tutaj jest moja wizytówka. – podała dziewczynie małą, prostokątną
karteczkę. – Zadzwoń jeśli będziesz miała czas. – uśmiechnęła się do niej
serdecznie, ukazując szereg, olśniewająco białych zębów. – Do zobaczenia Skai,
było miło wreszcie cię spotkać.
Po ostatnich słowach
kobieta odwróciła się na pięcie i pozostawiając po sobie smugę, mocnych,
waniliowych perfum oraz odgłos obcasów, wychodząc z baru, nawet nie zamawiając
jedzenia. Zostawiła zaskoczoną Skai z mętlikiem w głowie.
Blondynka ocknęła się
dopiero wtedy, kiedy bracia ponownie ją zawołali. Schowała wizytówkę do
kieszeni, po czym podeszła do stolika i usiadła chwiejnie na krześle, ciągle
myśląc o tajemniczej kobiecie.
- Kto to był? – spytał
Daniel, uważnie przyglądając się siostrze.
Skai spojrzała na brata.
- Nikt. – skłamała, nie
wiedząc czemu. – Pomyliła mnie z kimś.
Od autorki: No i zaczynam z nowym opowiadaniem. Proszę o waszą szczerą ocenę co do rozdziału :) No i jeśli ktoś chce być informowany to niech napisze mi pod rozdziałem :)
Już uwielbiam to opowiadanie, bo wiem, że będzie to coś innego. Też kiedyś myślałam o tym, żeby napisac opowiadanie o tym, że dziewczyna ma wiele rodzeństwa, ale nigdy nie miałam pomysłu na to, co z tym zrobic dalej. wierzę, że tobie się to uda, bo jesteś genialna. to będzie twoje kolejne cudowne i wzruszające opowiadanie zwracające uwagę na problemy ludzi, na przeciwności losu, z którymi nie każdy potrafi sobie poradzic. sposób w jaki opisujesz te wszystkie sytuacje sprawia, że czuję, jakbym tam była i za to ci dziękuję. mogę wczuc się w to wydarzenie, a nie każdy tak potrafi. tobie się to zawsze udaję. życzę powodzenia z nowym opowiadaniem. ja oczywiście będę wierną czytelniczką!;* pozdrawiam i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńNo i tak jak myślałam, zapowiada się genialnie! :) Na prawdę orginalny pomysł! <3 Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się zapowiada już się nie mogę doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie !!!
OdpowiedzUsuńAkcja i emocje od pierwszego rozdziału...
Super !!!
Dzięki tobie polubię opowiadania o Justinie. Pióro masz dużo lepsze od autorki Dangera. Pisz, nie marnuj talentu. Postacie są doskonale wykreowane, czytelnik od razu identyfikuje się z głównymi bohaterami :) od dziś jestem ogromną fanką twojego ff @luvmymodest
OdpowiedzUsuń