sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 1



Dziewczyna o długich, jasnych blond włosach przypatrywała się widokowi zza okna sali chemicznej w szkole. To nie tak, że nie uważała na lekcji. Była pilną uczennicą, starała się pogodzić swoją trudną sytuację w domu, świadomość braku życia towarzyskiego oraz naukę i do tej pory naprawdę nieźle  jej wychodziło. Wylewała w domu siódme poty aby dogodzić braciom, zrobić zakupy żeby mieć co jeść, znosiła cierpliwie plotki chodzące o niej po całej szkole, drwiące spojrzenia innych uczniów oraz wkuwała nocami algebrę, a biologię między  przerwami w szkole. Teraz po prostu miała już dosyć ciągłego życia w biegu i chciała po prostu odpocząć. Niemal czuła jak jej mózg aż się przepala wewnątrz jej głowy.
- Panno Johnson? -  z zamyślenia wyrwał ją głos nauczyciela.
- Huh? – spojrzała w górę zdezorientowana.
- Był dzwonek na przerwę. Nie ma pani może teraz przerwy na lancz? – mężczyzna zmarszczył czoło i uśmiechnął się leniwie do swojej uczennicy.
- Ah! – spojrzała ukosem na zegarek. – Rzeczywiście. – zaśmiała się nerwowo. – To ja już pójdę. Do widzenia.
Skai Johnson wstała gwałtownie z ławki i zarzuciła torbę na ramię, po czym wyszła pośpiesznie z sali. Wkroczyła w tłum, który odruchowo zamilkł na jej widok. Taka sytuacja miała miejsce od miesiąca, dnia kiedy jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, spowodowanym przez pijanego kierowcę. Została sama z piątką braci. Dwóch starszych, którzy jeszcze uczęszczali do tej samej szkoły co blondynka oraz trzech młodszych w tym bliźniaków – Sam i Ben.
Spuściła wzrok, chowając jak zwykle zaróżowione policzki za ścianą włosów, po czym ruszyła wolno korytarzem w kierunku  wyjścia. Idąc przed tłum, czuła na sobie poniżające spojrzenia, słyszała jak ludzie szepczą  o tym, że jest sierotą, jak się ubiera. Bolało ją to bardzo, ale co z tego? Nie mogła przecież nic na  to poradzić, nie każdemu trafiają się bogaci rodzice, którzy na jedno pstryknięcie palcem swojego dziecka potrafią nakupować mu rzeczy.
- Sierotka. – usłyszała prychnięcie oraz głośny, charakterystyczny śmiech. – Malutka, niewinna sierotka. – te słowa zabrzmiały tak plugawo, niczym „dziwka i suka”.
Nie miała odwagi podnieść głowy, ponieważ w kącikach jej oczu zalśniły łzy. Nie chciała, żeby w takim stanie znalazł ją jeden z braci, czy najstarszy w ostatniej klasie – Oliver, bądź starszy o rok – Daniel. Zauważyła przed sobą jaskrawo czerwone najki, które mogły należeć tylko do jednej osoby. Przełknęła ślinę i ze strachem w oczach spojrzała w górę.
- Skai Johnson. – wypowiedział te  słowa wolno z wyraźną dokładnością, jakby były wyrokiem. – Dawno się nie widzieliśmy. – uśmiechnął się złośliwie.
- Co tu się dzieje? – zabrzmiał ostro głos Olivera. – Bieber. – wysyczał.
- Najstarszy Johnson. – prychnął z pogardą Justin odsuwając się od dziewczyny, która niemal dostawała palpitacji serca. – Jak to możliwe, że  taki śmieć jak ty śmie odezwać się do mnie?
Chłopak nie dostał odpowiedzi, ponieważ pięść Olivera błyskawicznie wystrzeliła w górę trafiając w szczękę Justina. Szok bruneta jednak nie trwał długo, ponieważ kilka sekund później rzucił się na przeciwnika, przewracając go na ziemię i tłukąc po twarzy. Skai rozszerzyły się źrenice. Ten widok ją przeraził. Widziała czasem jak bracia przychodzą z podbitymi oczami, czy zakrwawionymi rękami do domu po bójkach, ale nigdy… Nigdy, nie widziała jak to wygląda.
Do bitki dołączyli kumple Justina, próbując odciągnąć Olivera, aby zszedł z bruneta, a kiedy im się to udało, zaczęli kopać brata blondynki w brzuch. Dookoła nich zebrał się spory tłum, obserwujący to  zdarzenie.
- Dosyć! – zagrzmiał dyrektor. – Bieber! Johnson! Do gabinetu! MIGIEM!
Jeśli w szkole była jakakolwiek osoba której ludzie się bali i woleli unikać z nią spotkania był to właśnie dyrektor. Jednakże Bieber był inny. Nie bał się go, a wręcz przeciwnie, mógł splunąć mu prosto w twarz a i tak mężczyzna nie mógł go wywalić, ponieważ miał wpływowych rodziców. Wydalenie ich syna ze szkoły skończyłoby się dla niego naprawdę źle, dlatego dawał mu jedynie kary i próbował negocjować.
Justin i Oliver spojrzeli na siebie groźnie tak, że Skai cofnęła się o krok, a jej serce waliło tak mocno i szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi dziewczyny. Chłopak nawet nie spojrzał na siostrę, tylko ruszył za dyrektorem w sporej odległości od Biebera, aby ten czasami przypadkiem nie wywołał kolejnej bójki.
Ostatnio starcia między Bieberem a Johnsonami się wzmocniły z niewiadomych przyczyn. Justin pluł na wszystko co jest z nimi związane, przy każdym ich spotkaniu musiało dochodzić do bójek bądź ostrej wymiany zdań. Tak było również przed śmiercią ich rodziców, ale po, jego nienawiść do tej rodziny była o wiele większa niż zazwyczaj. Czemu? Skai nie miała pojęcia.
Nie raz chciała po prostu podejść do bruneta i zapytać go, co mu zrobili że tak ich nie lubił. Jednakże za każdym razem kiedy nabierała odwagi i już miała go pytać… Spoglądała na niego i zamierała. Bała się stanąć z nim twarzą w twarz, więc zmykała jak najprędzej w boczny korytarz.
- Co się stało? – to był James, młodszy o rok od Skai.
Dziewczyna zamrugała wyrwana z transu i spojrzała niepewnie na brata. Nie wiedziała co powiedzieć… Nie potrafiły te słowa przejść jej przez gardło, ale chyba nie musiała wcale tego mówić, ponieważ wyraz twarzy chłopaka utwierdził ją w przekonaniu, że się domyślił.
- Co tym razem? – westchnął cicho.
Skai potrząsnęła głową i zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
- Nieważne. Chodźmy na obiad. – pociągnęła go za łokieć, jednak James był zanadto uparty aby się dać dziewczynie.
- Powiesz mi o co poszło, czy mam pójść do dyrektora? – zagroził, ale spowodowało to cichy, szczery chichot dziewczyny.
Skai nie chciało się wierzyć, aby jej młodszego brata było stać na to, aby pójść do gabinetu dyrektora, dlatego roześmiała się na te słowa i szła dalej.
- To wcale nie jest śmieszne! – zawołał za jej plecami, zostając w tyle.
Kilka osób odwróciło się w jego kierunku, po czym spoglądali ze zmarszczonym czołem i surowością w oczach na Skai. Dziewczyna lekko się zmieszała oraz zarumieniła. Zacisnęła chude palce na ramiączku od torebki po czym ruszyła szybko przed siebie. Wypadła gwałtownie ze szkoły, idąc przez szkolny trawnik omal się nie przewróciła o czyjś plecak.
- Daniel. – powiedziała z wyrzutem patrząc na starszego brata. – Uważaj, gdzie kładziesz swoje rzeczy.
- A ty gdzie chodzisz. – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Oj tam. – dziewczyna mruknęła cicho. – Idziesz na lancz?
- Zbieram się… - odpowiedział wolno pisząc zawzięcie coś w zeszycie.
- Co tak bazgrzesz? – blondynka zerknęła bratu przez ramię, ale ten szybko i zwinnie zamknął zeszyt. Następnie wstał aby iść z siostrą na obiad. Skai spojrzała w górę na Daniela i jęknęła. – Jesteś coraz wyższy.
- Chyba ty coraz niższa. – zachichotał chłopak.
- To wcale nie jest śmieszne. – Skai udała smutną i spuściła lekko głowę.
- Wiem, że udajesz. – zaśmiał się chłopak, trącając siostrę w ramię.
- Skąd? – spytała zaskoczona.
- Bo zawsze kiedy kłamiesz, marszczysz nieświadomie nos.
- Nieprawda! – zawołała, ale z ciekawości dotknęła nos i przerażona stwierdziła, że to co powiedział Daniel, było prawdą.
- Sama widzisz. – wzruszył ramionami niedbale.
- Czekajcie! – obydwoje usłyszeli krzyk Jamesa. – Idę z wami. – wydyszał, kiedy już dotarł na mniejsce.
- A właśnie, gdzie jest Oliver? – Daniel spojrzał wyczekująco na brata.
- Zapytaj Skai. – chłopak posłał zgryźliwe spojrzenie siostrze, a ta zarumieniła się na samo wspomnienie bójki brata.
- Skaai… - powiedział powoli. – Co się stało? Albo nie, nie mów. – powiedział szybko, kiedy dziewczyna już otwierała usta. – U dyrektora?
Z miną winowajczyni blondynka pokiwała głową i westchnęła cicho, bawiąc się pasmem włosów i zawijała je wokół palca. Zawsze to robiła, kiedy była zdenerwowana.
- Dobra, potem dostanie kazanie. Już ja o to zadbam. – dodał jej otuchy James, a reszta roześmiała się na te słowa.
- Gdzie dzisiaj idziemy? – spytał Daniel. – Aha! Dzwoniła do mnie nauczycielka Sama i Bena… Wiedzieliście, że oni biorą udział w przedstawieniu?
- Poważnie?! – zarechotał James, trzymając się za brzuch. – Ci dwaj? Haha, będzie ubaw.
- James! – upomniała brata, Skai. – Ja tam jestem bardzo ciekawa tego jak zagrają i czy w ogóle sami nam o tym powiedzą.
- No właśnie. – mruknął Daniel. – Dlaczego nam wcześniej nie powiedzieli tylko ja muszę dowiadywać się od nauczycielek?
- Może dlatego.. – Skai spojrzała wymownie na Jamesa. - … że obawiali się waszej reakcji.
- Oj tam. – mruknął pod nosem chłopak i wzruszył ramionami.
Kiedy dotarli do baru kanapkowego, naprzeciwko szkoły, gdzie zawsze chodzili do Joe’go, kelnera i jednocześnie kucharza, który znał ich od małego, ponieważ przyjaźnił się z ich rodzicami, usiedli przy jednym ze stolików. Nie potrzebowali menu, ponieważ znali je na pamięć. Zawsze zamawiali to samo: 2 kanapki z tuńczykiem dla Jamesa i Daniela, a dla Skai sałatka grecka.
- Witajcie. – zawołał wesoło Joe znad kasy i posłał im serdeczny uśmiech.
- Cześć Joe! – krzyknęli chłopcy, a ja wstałam żeby iść złożyć zamówienie.
- To co zawsze? – spytał unosząc lekko brwi.
- Oczywiście. – Skai uśmiechnęła się delikatnie.
- Gdzie macie Sama, Bena i Olivera? – zapytał, a z jego tonu głosu można wywnioskować, że się o nich martwił. Zachowywał się czasami jak ich ojciec. Pomagał im w trudnych chwilach, kiedy nie wyrabiali ze spłatą rachunków.
- Sam i Ben są w szkole, mają jakąś próbę do przedstawienia. – powiedziała blondynka. – A Oliver… - zawahała się. – siedzi u dyrektora. Znowu. – wydusiła z siebie.
- Znowu? – powtórzył Joe, marszcząc brwi. – Będę musiał pogadać z tym chłopakiem.
- Nie! Nie trzeba, ja się tym zajmę. – zaprotestowała dziewczyna.
- Ehm! – ktoś głośno, prowokacyjnie odchrząknął.
Obydwoje spojrzeli w tym kierunku, gdzie stała kobieta z pozoru wyglądająca na typową paniusię. Sukienka o kolorze krwistej czerwieni sięgała jej połowy ud, idealnie opinając się na biodrach. Jej nogi wyszczuplały znacznie dzięki wysokim, czarnym szpilkom. Wyglądała, jakby szykowała się na randkę, ale z drugiej strony czarny, elegancki melonik na jej długich, kasztanowych włosach oraz duże, okrągłe, przeciwsłoneczne okulary mówiły co innego.
Skai była zdziwiona, że ktoś taki mógłby przyjść do zwyczajnego baru kanapkowego prowadzonego przez niezbyt bogatego człowieka, a kobieta była wręcz przeciwna temu. Jej czerwone usta zwężały, oczekując odpowiedzi.
- Hm, tak? – wymruczał oniemiały Joe.
- Ile trzeba będzie czekać aż kolejka pójdzie do przodu? – jej głos był płynny, gładki i jak balsam dla uszu.
- Prze-praszam. – Skai zająknęła się i szybko złożyła zamówienie, po czym usunęła się kobiecie. Już chciała podejść do braci, kiedy ów kobieta chwyciła ją za ramię odciągając kawałek dalej od kasy. Zdziwiona Skai zaniemówiła.
- Czy ty jesteś Skai Johnson? Ta Johnson? – zapytała ją.
Dziewczyna zbladła i zadrżała pod dotykiem kobiety. Nie wiedziała co się dzieje, skąd ona ją zna. Jej źrenice poszerzały w zdziwieniu. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, jednak wszystkie słowa teraz zdawały się być bez znaczenia, krążyć w chaosie słów, których Skai nie potrafiła odnaleźć, dobrać, aby stworzyć logiczne zdanie.
- Oczywiście, że tak! – zapiszczała entuzjastycznie. – Jesteś taka podobna do swojej matki. Macie te same oczy oraz rysy twarzy. Naprawdę, bardzo ją przypominasz.
- Ehm, dziękuję. – wykrztusiła z siebie dziewczyna, wciąż w to nie dowierzając.
- Oh! Przepraszam. – wyraz twarzy kobiety zmienił się, jakby posmutniał. – Pewnie musi być ci bardzo ciężko. Rozumiem to.
- Skai! – zawołał James, a zaraz po nim Daniel. – Idziesz czy nie?
- Ja… - zaczęła dziewczyna, jednakże tajemnicza pani przerwała jej.
- Musimy się koniecznie spotkać. Tutaj jest moja wizytówka. – podała dziewczynie małą, prostokątną karteczkę. – Zadzwoń jeśli będziesz miała czas. – uśmiechnęła się do niej serdecznie, ukazując szereg, olśniewająco białych zębów. – Do zobaczenia Skai, było miło wreszcie cię spotkać.
Po ostatnich słowach kobieta odwróciła się na pięcie i pozostawiając po sobie smugę, mocnych, waniliowych perfum oraz odgłos obcasów, wychodząc z baru, nawet nie zamawiając jedzenia. Zostawiła zaskoczoną Skai z mętlikiem w głowie.
Blondynka ocknęła się dopiero wtedy, kiedy bracia ponownie ją zawołali. Schowała wizytówkę do kieszeni, po czym podeszła do stolika i usiadła chwiejnie na krześle, ciągle myśląc o tajemniczej kobiecie.
- Kto to był? – spytał Daniel, uważnie przyglądając się siostrze.
Skai spojrzała na brata.
- Nikt. – skłamała, nie wiedząc czemu. – Pomyliła mnie z kimś.

Od autorki: No i zaczynam z nowym opowiadaniem. Proszę o waszą szczerą ocenę co do rozdziału :) No i jeśli ktoś chce być informowany to niech napisze mi pod rozdziałem :)

5 komentarzy:

  1. Już uwielbiam to opowiadanie, bo wiem, że będzie to coś innego. Też kiedyś myślałam o tym, żeby napisac opowiadanie o tym, że dziewczyna ma wiele rodzeństwa, ale nigdy nie miałam pomysłu na to, co z tym zrobic dalej. wierzę, że tobie się to uda, bo jesteś genialna. to będzie twoje kolejne cudowne i wzruszające opowiadanie zwracające uwagę na problemy ludzi, na przeciwności losu, z którymi nie każdy potrafi sobie poradzic. sposób w jaki opisujesz te wszystkie sytuacje sprawia, że czuję, jakbym tam była i za to ci dziękuję. mogę wczuc się w to wydarzenie, a nie każdy tak potrafi. tobie się to zawsze udaję. życzę powodzenia z nowym opowiadaniem. ja oczywiście będę wierną czytelniczką!;* pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i tak jak myślałam, zapowiada się genialnie! :) Na prawdę orginalny pomysł! <3 Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie się zapowiada już się nie mogę doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne opowiadanie !!!
    Akcja i emocje od pierwszego rozdziału...
    Super !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki tobie polubię opowiadania o Justinie. Pióro masz dużo lepsze od autorki Dangera. Pisz, nie marnuj talentu. Postacie są doskonale wykreowane, czytelnik od razu identyfikuje się z głównymi bohaterami :) od dziś jestem ogromną fanką twojego ff @luvmymodest

    OdpowiedzUsuń