Skai
wiedziała, że bracia jej nie uwierzyli, ale nie powiedziała nic więcej na ten
temat. Na szczęście zapomnieli o tej sprawie, kiedy wszyscy przyszli do domu po
szkole. Oliver spóźnił się godzinę, ponieważ musiał zaliczyć odsiadkę za tą
bójkę.
- Sam,
Ben! – zawołała chłopaków blondynka. – Zrobiliście zadanie domowe?
-
No Skaaaai. – zajęczał Ben tupiąc nogą i patrząc na siostrę swoimi wielkimi,
okrągłymi oczami.
- Słucham gołąbeczku? –
zagruchała prowokacyjnie dziewczyna.
Tak jak przewidziała, jej
młodszy braciszek czym prędzej wycofał się z kuchni i pobiegł na górę do
swojego pokoju. Żaden z chłopców nie cierpiał jak się do niego mówiło
zdrobniale bądź „gołąbeczku, kochanie” itd. Byli na to niemal uczuleni.
- Oliver? – blondynka
zawołała swojego najstarszego brata.
- Ta? – mruknął niechętnie
idąc w jej kierunku.
- Musimy pogadać. –
powiedziała, zwężając usta w wąską linię.
- Oh, błagam cię.
Dostałem gadkę od dyrektora, Jamesa oraz Daniela. Nie każ mi tego znowu
przeżywać. – przewrócił teatralnie oczami i jęknął.
- Oliver… - westchnęła.
– Po prostu nie warto było.
- Wiem.
- Ale i tak to robisz. –
zmrużyła groźnie oczy. – Już nie wiem co mam robić. Gdyby mama i tata tu byli…
- Przestań!
Krzyk Olivera przeszył
całą kuchnię, tym samym sprowadzając pozostałych domowników do jednego
pomieszczenia. Skai jeszcze nigdy nie widziała brata, takiego rozzłoszczonego.
Zszokowana rozchyliła usta, ale nie potrafiła z siebie niczego wydusić.
Wyciągnęła dłoń aby dotknąć ramienia Olivera, ale ten odsunął się i dosłownie
wypadł za drzwi.
W przedpokoju dało się
słyszeć szuranie butów oraz trzask drzwi. Oczy blondynki napełniły się łzami.
Wiedziała, że tym razem przegięła wspominając rodziców. Dla nikogo to nie było
łatwe, przeżyć ich śmierć.
Skai czasami siedziała
sama w kuchni i zastanawiała się co by teraz było, co robiłaby matka, gdyby
jeszcze żyła. Robiłaby obiad, nucąc przy tym kolejną starą piosenkę, z jej lat?
A ojciec? Może siedziałby w salonie oglądając telewizję i komentując wyczyny
polityków. Wtedy zawsze płakała sama, skulona w sobie. Nie chciała pokazywać
swojej słabości braciom, ponieważ musiała być silna dla nich.
- Co się stało? – spytał
Sam, patrząc zdziwiony na siostrę.
Blondynka spojrzała
wymownie na Daniela, który po chwili zabrał bliźniaków do ich pokoju, obiecując
rozmaite rzeczy. James jednak się nie poddał i został razem z siostrą.
- Co się stało? –
zapytał, opierając się o blat stołu, a swój wzrok utkwił w Skai.
- Wspomniałam mamę i
tatę. – wyszeptała, głośno przełykając ślinę.
- Oliver dojdzie do siebie.
– powiedział James, próbując pocieszyć dziewczynę. – Ma teraz naprawdę trudny
okres, w końcu zbliżają się egzaminy w tym roku, Bieber i spółka na każdym
kroku próbuje go poniżyć, no i jeszcze rodzice… Naprawdę mu ciężko, ale jest
silny i da sobie radę.
Skai spojrzała na
młodego wahając się lekko. Nie wiedziała co ma myśleć. Naprawdę żałowała, że
zaczęła ten temat, ale miała już dosyć tych ciągłych bójek Olivera. Nie
wiedziała, jak ma dotrzeć do brata.
Pokiwała głową ze
zrozumieniem, chociaż niewiele z tych słów Jamesa do niej dotarło. Oliver był
wrażliwy na plotki, nikomu nie ucinał tego płazem, a teraz jeszcze kiedy
zostali sami… Było jeszcze trudniej, to wszystko go przerastało, a ona tylko
pogorszyła. Była na siebie wściekła. Otarła spływające łzy i wzięła głęboki
oddech.
- Wychodzę. – rzuciła
krótko. – Moglibyście zostać sami?
- Pewnie. Nie ma
problemu. – James posłał siostrze lekki uśmiech, po czym dodał ostrożnie. –
Pamiętaj, to nie twoja wina. Nie wiń się.
Dziewczyna nie
odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się smutno, po czym ubrała przetarte trampki i
wyszła z domu. Objęła się ramionami, kiedy chłodny wiatr otulił jej ciało.
Myśli Skai wciąż krążyły
wokół rodziców oraz Olivera. Nie mogła się pozbyć tego złego uczucia.
Wiedziała, że brat miał do niej żal i nie potrafiła sobie tego wybaczyć, że
dokłada mu bólu. Starała się najbardziej jak umiała by dogodzić rodzeństwu,
jednak z wieloma rzeczami nie dawała sobie rady, zwłaszcza jeśli chodziło o
pieniądze.
Miała dopiero szesnaście
lat, więc pracy ciężej było jej szukać niż innym, ale nie poddawała się. Od
paru miesięcy, właściwie od urodzin patrzyła na tablice informacyjne z
nadzieją, że ktoś może by jej potrzebował. Była gotowa do wykonywania
jakiejkolwiek pracy, byleby tylko zarobić trochę pieniędzy. Wtedy przypomniała
jej się wizytówka od tajemniczej kobiety.
Wyciągnęła zmiętą
karteczkę i rozłożyła. Zauważyła imię, nazwisko, adres oraz telefon kobiety o
imieniu Pattie… Bieber. Dziewczyna zamarła widząc nazwisko. Nie chciała w to
uwierzyć, że ta pani była matką tego okropnego Justina a także znajomą jej
mamy.
Zagryzła wargi, wahając
się, czy zadzwonić do niej, czy nie. Z jednej strony bardzo ją ciekawiła ta
kobieta, chciała się dowiedzieć, kim była dla jej matki, lecz z drugiej… To
była matka Biebera. Co jeśli dowiedziała się o bójce Olivera ze swoim synem i
jest przekonana że to wina brata Skai? Nawet nie chciała myśleć o tym, że
mogłaby ich pozwać. Taka sytuacja naprawdę jest im zbędna. Jednak…
Skai wpisała cyfry w
swój telefon, po czym je skasowała. Chwilę potem znowu napisała i tym razem
szybko nacisnęła zieloną słuchawkę, zanim zmieni zdanie.
Pierwszy sygnał…
Drugi sygnał…
- Halo? – usłyszała
melodyjny głos, z pewnością należący do Pattie.
- Dzień dobry. –
przywitała się blondynka, starając aby jej głos brzmiał w miarę normalnie. – Tu
Skai Johnson.
- Ah Skai! Już się
bałam, że nigdy nie zadzwonisz! To jest dla mnie bardzo ważne, aby się z tobą
spotkać. Co powiesz na jutro koło 16 w Rockwood?
Rockwood to była nazwa
bardzo eleganckiej restauracji w mieście, gdzie rodzina Johnsonów mogła tylko
pomarzyć aby kupić tam chociażby zwykłą herbatę.
- No dobrze… -
powiedziała wolno.
- Mam nadzieję że
przyjdziesz. – odparła Pattie z wyraźną nadzieją w głosie. Skai nie miała
pojęcia, dlaczego tak bardzo jej zależy na tym spotkaniu, ale starała się
uspokoić swoją ciekawość do jutra. – Do zobaczenia.
- Do widzenia. –
pożegnała się.
Do głowy napływały jej
setki myśli, dlaczego matka Justina, ich odwiecznego wroga chce się z nią
spotkać. Wzięła głęboki oddech i zadrżała. Zbliżała się noc, a słońce już
zachodziło ukazując ledwo widoczne pierwsze gwiazdy. Westchnęła pocierając
ramiona. Usiadła na ławce w parku, ponieważ nie chciała jeszcze wracać do domu.
Bała się, że mogłaby spotkać tam Olivera, bała się spojrzeć mu prosto w twarz.
- Co taka panienka robi
sama w takim wielkim parku? – blondynka usłyszała ironiczny głos Chestera,
kumpla Justina.
Dziewczyna milczała, a
pozostali tj Bieber i Ryan przyglądali się Skai z kpiną. Zachichotali
szyderczo, po czym usiedli dookoła niej. Po prawym boku dziewczyny
niebezpiecznie blisko siedział Justin. Dotknął opuszkiem palca jej policzka,
czując jak mięśnie twarzy się napinają.
- Coś ty taka spięta. –
wymruczał jej w ucho Justin, po czym szarpnął za włosy, zmuszając ją do pisku.
– Gdzie mamusia i tatuś? Oh umarli tak, sierotko? Gdyby nie oni już dawno
skończylibyście na ulicy. Ale teraz już ich nie ma, odeszli na zawsze. –
wyraźnie zaznaczył ostatnie słowa, aby sprawić dziewczynie ból. – Nigdy ich nie
zobaczysz. Jestem ciekawy… Jak zdobywacie kasę na takie wieśniackie ciuchy? Na
jedzenie chyba nie starcza, skoro wyglądasz jak kościotrup. – przybił piątkę z
Ryanem u którego na ustach gościł kpiący uśmieszek. – No gadaj. – szarpnął ponownie
jej włosy.
- Zosta-wcie. – załkała
przestraszona Skai. – Pro-pro-szę..
- Haha, patrzcie, nasza
sierotka się rozbeczała. Ojoj. – zaryczał Chester przyglądając się z bliska jej
twarzy. – No i co teraz dziewczynko zrobisz? Tutaj już cię nie obroni żaden sukinsyn.
– splunął na ziemię, a w jego oczach można było dostrzec szaleńczy błysk.
- Chodź sieroto.
Zabawimy się. – uśmiech Justina nie wróżył niczego dobrego, ale jednak było w
nim coś pociągającego. Natura niegrzecznego chłopca? Możliwe, ale tylko dla pustych
i naiwnych panienek.
Brunet pociągnął
gwałtownie Skai, całą zalaną we łzach. Nagle zaczęła żałować, że pomyślała o
tym iż nie chciała wracać do domu. Teraz pragnęła tego najbardziej na świecie.
Wolała znosić cierpienie, kiedy Oliver posyłałby jej wrogie spojrzenia, ale nie
Justin Bieber z kumplami, który pogrążał ją na każdym kroku, w dodatku
prowadził w jakieś nieznane miejsce.
Strach przejął jej
ciało. Przymknęła oczy, modląc się, aby to był tylko sen, jednak kiedy ponownie
uniosła powieki, obraz się nie zmienił. Ciągle dłoń Biebera mocno zaciskał jej
nadgarstek i ciągnęła przed siebie, pomimo jej jęków oraz błagań, żeby ją
zostawił.
- Już niedaleko sieroto,
nie rycz. – rzucił wesoło Ryan, jak gdyby nigdy nic.
Skai przełknęła głośno
ślinę i spojrzała przed siebie. W końcu stanęli przed barem, gdzie wewnątrz
tłoczyło się mnóstwo ludzi, większości grubych facetów, którzy nie mieli już co
robić ze swoim życiem.
„Nie!” krzyczała w
głowie z całych sił, ale nie mogła nic z siebie wydobyć poza cichym łkaniem.
Chciała przestać, pokazać im, że jest silna, ale nie potrafiła, ponieważ prawdą
było, że Skai do najsilniejszych nie należała.
- Hej Rick! – zawołał
Justin podchodząc do barmana. – Trzy whisky i jedno piwko dla młodej. – rzucił.
Barman spojrzał uważnie
na blondynkę, która potrząsała gwałtownie głową, chcąc przekazać swój sprzeciw
mężczyźnie. Widziała w jego oczach, że nie chciał tego robić, jednak gdy
przerzucił swoje spojrzenie na Biebera automatycznie, bez ukazania
jakiegokolwiek znaku po swoich uczuciach wyjął cztery szklanki i nalewał do
nich alkohol. Bał się go. Bał się Justina, a raczej tego, co mógłby mu zrobić.
Śmieszne, żeby
trzydziestoparolatek bał się małego gówniarza, prawda? Racja, ale mężczyzna
wiedział, jakie Justin miał wpływy. Kim byli jego rodzice, dlatego też
większość rzeczy uchodziło mu płazem.
- Twoje zdrowie
sierotko. – zarechotał Chester biorąc kieliszek i wypijając go do dna z lekkim
skrzywieniem.
- Spokojnie. – rzucił do
niego Justin powoli rozkoszując się swoim napojem. – Pij. – powiedział groźnie
do Skai, która właśnie rozpatrywała możliwości ucieczki. Gdyby szybko, podczas
nieuwagi Justina wylała napój na Chestera mogłaby dostać się na ulicę i tam
zacząć uciekać, bądź schować się za murkiem.
- No już. – warknął
Bieber.
Drżącą ręką chwyciła za
kieliszek. Spojrzała na jego zawartość i przegryzła wargę, wahając się co
robić. W następnej chwili wszystko działo się tak szybko. Skai uniosła piwo i
chlusnęła na chłopaków, a kiedy chciała wybiec z baru, silne ramiona Biebera
zacisnęły się wokół jej talii i przygniotły do blatu stołu.
- Naprawdę myślałaś
idiotko, że ci na to pozwolę? – syknął jej do ucha nienawistnie brunet. – Oh
nie, musisz zapłacić za wszystko.
- Kretynka! – krzyknął
rozzłoszczony Ryan, który cały się lepił od piwa. Podszedł do Skai i szarpnął
ją za włosy. – Nigdy. Więcej. Nie. Zaznasz. Spokoju. – powiedział wszystko
bardzo głośno i wyraźnie, jakby nie wierzył że do niej to dotarłoby za
pierwszym razem.
- Uspokój się. –
upomniał go Justin.
- Uspokój?! Ty patrz
kurwa jak ja wyglądam. – niemal widać było unoszącą się parę z uszu chłopaka.
- To spierdalaj do domu.
– warknął Justin, puszczając Skai, która skorzystała z być może ostatniej
szansy na ucieczkę.
Wybiegła z baru ile sił
jej starczyło w nogach. Za plecami usłyszała krzyk Chestera: „Pieprzona sierota
nam uciekła!”. Skai przyśpieszyła, mimo iż jej nogi odmawiały posłuszeństwa i
domagały się, niemal błagały o chwilę odpoczynku. Jednak blondynka się nie
poddawała i biegła dalej. Wolała potem mieć mocne zakwasy niż dostać się znowu
w ręce chłopaków.
Ocierała łzy, które
gromadziły się w kącikach jej oczu, aby potem spłynąć po policzkach. Po minucie
biegu, odważyła się spojrzeć za siebie. Z ulgą stwierdziła, że jej nie gonią,
ale mimo wszystko nadal nie czuła się bezpieczna, sama, wieczorem.
- Ha-Halo? – zająknęła
się, kiedy usłyszała jakiś szelest koło siebie. Odwróciła się, chcąc zobaczyć
napastnika, ale nikogo nie było. – Czy-czy ktoś tu jest? – wiedziała, że to
idiotyczne pytanie, ponieważ nikt normalny by się wtedy nie odezwał.
Serce jej podeszło do
gardła i zaczęło walić tysiąc razy na minutę. Modliła się w duchu, aby nie
spotkało jej dzisiaj jeszcze więcej niespodzianek. Przez moment szła dość
szybko, ale jednocześnie ostrożnie, żeby była przygotowana na atak z każdej strony.
Co chwila jej wzrok krążył wokół krzaków oraz za plecami. Przeszła tak całą
ulicę, po czym rzuciła się biegiem w kierunku domu, uciekając przed
niewidzialnym wrogiem.
Kiedy już do niego
dotarła, odetchnęła z ulgą i oparła się o drzwi, starając uspokoić oddech. Na
jej czole spłynęło kilka kropel potu, które natychmiast wytarła, aby bracia –
ci którzy jeszcze nie spali o północy, zapewne Oliver jeśli był w środku oraz
Daniel, nie dowiedzieli się o tym co się stało. Nie chciała, żeby któryś z nich
znowu wszczynał bójkę przez nią. Kiedy już się opanowała, wyjęła klucze i
otworzyła cicho drzwi aby nie zbudzić bliźniaków.
- Skai, to ty? –
dziewczyna usłyszała charakterystyczny głos Olivera.
Zastygła w miejscu z
butami w rękach. Z jednej strony cieszyła się i ulżyło jej, że brat był w domu,
ale z drugiej… Obawiała się jego reakcji.
I oto jest. Stanął przed
nią wysoki, umięśniony blondyn, uderzająco podobny do ojca tylko oczy oraz
szeroki uśmiech odziedziczył po matce. Na twarzy Olivera nie było śladu żalu, czy
złości. Podszedł do siostry i mocno ją do siebie przytulił.
- Nie znikaj tak więcej
na noc. Dobrze? – wyszeptał słabo.
- Dobrze. – odparła
niewiele głośniej Skai i wtuliła się w ramiona brata. Teraz, tym bardziej mu
nie powie o tym, co się wydarzyło.
Od autorki: Okej, przykro mi się trochę zrobiło że pod ostatnim rozdziałem były tylko 3 komentarze, więc nie wiem czy pisać... Jakoś mi to odebrało motywację, ale zastanowię się czy to kontynuować. Jutro jadę do Francji i Hiszpanii i wracam dopiero 29 więc rozdział dodaję dzisiaj. Mam nadzieję, że wam się spodoba.. )
Boski rozdział, naprawdę. I ogólnie uwielbiam opowiadania, w których pojawia się miłośc rodzeństwa, sama też uwielbiam wykorzystywac ten motyw. Nie mogę jednak zrozumiec Justina, dlaczego on się tak zachowuje. Jest taki wredny i to mnie tak denerwuje. Ta biedna dziewczyna przecież nic mu nie zrobiła, a tak przynajmniej uważam... No jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego i już się nie mogę doczekac następnego rozdziału. A czytelnikami się nie przejmuj... przychodzą i odchodzą. Ale ja zawsze będę wierna :* :) <3 Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuń29 rozdział na escape-from-love.blogspot.com Zapraszam do czytania i komentowania! Liczę na Twoją opinię! :)
OdpowiedzUsuńTe opowiadanie jest fajne. Sądzę, że trochę wolno się rozkręca, ale to dopiero początek. Jestem pełna podziwu na to, że dajesz radę wkręcić w tą historię tyle osób na raz. Ja np. na jedną historię nie daję rady. Skai powinna powiedzieć Biebrowi, że jutro spotyka sie z jego matką, albo jak ją porwali ukradkiem zadzwonić do tej pattie i jej o wszystkim powiedzieć. Widać, że kobieta by jej zaufała i uwieżyła. Justin dostałby za swoje. A jak już o Justinie... W tym opowiadanie jak zwykle to ham, ale jest chyba największym chamem o jakim czytałam. Jestem pełna nadzieji, ze się zmieni. Zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak, którym jak na razie jest. To mnie denerwuje.
OdpowiedzUsuńŻeby się nie rozpiswać...
Pzdrawiam i życzę by wyjazd się udał.
Zazdroszczę ci go. Ja zawsze chciałam zobaczyć Francję, a najbardziej w niej Paryż. Hiszpaniaa i te ciepło ;3 Pewnie się opalisz ;D
Weno wróć!
Więc weny jeszcze na koniec ;D
La♥ren ze storiesaboutlove.blog.onet.pl
Niee!! Nie demotywuj się! Pomyśl o tych trzech osobach ( no i o mnie!! :D ) i nie wyrządzaj im takiej krzywdy!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie interesujące. Ciekawi mnie o co chodzi z tą mamą Biebera... ;)Bo to na pewno jego matka tak? xd
Sam Justin jest tu jaki jest. Ciekawe jakie zwroty akcji nastąpią...? ;)
Jeej ja tez chcę do Hiszpanii! Ale cóż.. :(
Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się zaraz po powrocie <3
Udanych wakacji :)
OMG! nareszcie nowe opowiadanie! jbfkjbdasjdbjsabjdb zaczyna się hmm ... ciekawie. bardzo ciekawie, nie mam nawet pomysłu o co może chodzić matce biebera :)
OdpowiedzUsuń@BieberTeamPL
8 rozdział na whisper-of-secret.blogspot.com Zapraszam do czytania i komentowania!
OdpowiedzUsuńO rety !!!
OdpowiedzUsuńCudowny ten rozdział...
Ale z Justina idiota...
Tak mi szkoda Skai...
Świetne !!