sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 5



         - Wejdź Skai. – w progu olbrzymiej willi powitała ją Pattie Bieber z ciepłym uśmiechem na twarzy. – Justina nie ma. – powiedziała, widząc jak dziewczyna głośno przełyka ślinę. Odruchowo odetchnęła z ulgą. – Mój syn jest aż tak przerażający? – zaśmiała się nerwowo, ale prawdę mówiąc, ta wiadomość ją przygnębiła.
         - N-nie.. to znaczy się… - zająknęła się Skai.
         - Nie  musisz nic mówić. – przerwała jej Pattie, lekceważącym ruchem ręki. – Pokażę ci, gdzie będziesz sypiać, dobrze? Myślałam o tym, że dobrze by było, gdybyś była blisko Justina, w razie czego, więc udostępniam ci pokój obok niego.
         - Obok niego? – Skai zaniepokoiła się.
         - Tak. Już mu powiedziałam, że załatwiłam mu opiekę i nie musisz się martwić, nie będzie cię gnębił w domu, ale gdyby tak było, bez względu na to, co ci nagada, masz do mnie zadzwonić, dobrze? Mój numer już masz, więc nie muszę go podawać. – uśmiechnęła się  nerwowo. – Proszę, rozgość się. – otworzyła przed nią drzwi do pokoju.
         Pomieszczenie było takie, jak salon w ich domu, a nawet odrobinę większe. Ściany pomalowane były na kolor błękitny – ulubiony blondynki. Poza tym białe meble oraz szeroki parapet przy oknie, na którym by już przygotowany koc i poduszki.
         - Mamy już sprzątaczkę, która przychodzi tutaj dwa razy  w tygodniu, środa i sobota. Natomiast, czy potrafisz gotować?
         - Oczywiście. – odpowiedziała Skai.
         - To dobrze. – Pattie pokiwała z uznaniem głową, ponieważ ona w jej wieku nawet nie potrafiła zrobić zwykłej kanapki z dżemem, ponieważ rodzice robili wszystko za nią. – Ale czasami jak nie będziesz mogła, albo za dużo miała na głowie, to na lodówce jest spis różnych restauracji oraz pizzerni, więc możesz zamówić jedzenie. Pieniądze na zakupy itd. będą w koszyczku za mikrofalówką, tylko nie mów o tym Justinowi. On ma zakaz imprez, picia, palenia oraz brania narkotyków. Jeśli go tylko przyłapiesz, musisz mu przeszkodzić w tym, a jak nie to dzwoń do jego ojca, numer zaraz ci podam.
         - Rozumiem.
         - Ponadto, musisz przypilnować go aby się uczył, lub sama mu w tym pomóc oraz proszę  cię Skai… Pomóż mi naprawić syna. – usłyszała jej błagalny głos. – Nie puszczaj go samego na noc, albo namów żeby został w domu. Nie chcę, aby coś mu się stało, dobrze?
         - Dobrze. Niech się pani nie martwi, zrobię co w mojej mocy. – mówiąc to, zobowiązała się do tego, że sprowadzi Justina na dobrą drogę, co wcale nie  było łatwym zadaniem.
         - Dziękuję ci. – powiedziała, po czym obie usłyszały trzask drzwi na dole. – Justin wrócił. – wyszeptała. – Chodźmy na dół.
         Wizja spotkania Justina „sam na sam” przerażała ją ogromnie. Serce tłukło się jej niemiłosiernie, tak szybko i głośno, że bała się iż ktoś oprócz niej to zauważy. Zobaczyła jak jej dłonie się lekko trzęsą, a ona robi cała blada jak ściana. Zacisnęła ręce w piąstki, chcąc opanować to uczucie, po czym zeszła schodami na dół zaraz za matką Biebera.
         - Justin! – zawołała syna, który na jej widok, odrobinę wyglądał na zaskoczonego. – Chciałam ci przedstawić twoją nową… pomoc towarzyską.
         - O błagam, nie udawaj. – wywrócił teatralnie oczami. – Po prostu niańkę, tak? Mówiłem ci, że za niedługo będę pełnoletni, więc nie musisz się martwić, wyniosę się z tego domu, zanim zdążysz zauważyć. – powiedział to takim tonem, że aż czuło się jad spływający z tych słów.
         - Zachowuj się! – upomniała go.
         Skai stanęła obok matki chłopaka i spojrzała na Justina, który patrzył na nią intensywnie, jakby przewiercając na wylot. Stał luźno, z dłońmi wsuniętymi w tylnie kieszenie z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Odrobinę inaczej niż w szkole.
         - To jest Skai Johnson. Od dzisiaj tutaj będzie mieszkać i tak jakby…
         - Niańczyć? Ona? – parsknął perlistym śmiechem prosto w twarz własnej matki. – Chyba żartujesz.
         - Nie. – dziewczyna widziała, jak kobieta zaciska mocno usta, aby nie nawrzeszczeć na Justina. – Masz jej słuchać i nie dokuczać, bo inaczej ojciec przyjedzie i załatwimy to inaczej, zrozumiano?!
         - Myślisz, że mnie postraszysz tym frajerem, który zdradza cię na prawo i lewo? – mówiąc to, stał blisko Pattie i patrzył jej prosto w oczy. Kobieta nie wytrzymała nerwowo i uderzyła Justina prosto w policzek, który pod wpływem uderzenia zrobił się cały czerwony. Chłopak nie powiedział nic, tylko patrzył na nią tak wściekle, z taką wrogością w oczach, że Skai aż się cofnęła do tyłu.
         - Nigdy więcej, nie mów takich rzeczy. – wysyczała Pattie, jakiej blondynka jeszcze nie znała. – Zostawiam was teraz samych, ponieważ mam parę spraw do załatwienia na mieście. Do zobaczenia Skai. – z ostatnimi słowami złagodniała, patrząc w stronę blondynki i uśmiechnęła się odrobinę sztucznie, po czym szybko wyszła stukając swoimi dziesięciocentymetrowymi obcasami.
         - I co pupilku? – Justin warknął na dziewczynę. – To niby ty masz mnie niańczyć? – prychnął. – Sobie wymyśliła. Zawrzyjmy układ. – powiedział, podchodząc blisko do dziewczyny, tak, że czuła jego oddech na swojej twarzy. – Nie wchodźmy sobie w drogę, a to, że się mną zajmujesz, zostawmy między sobą. Jasne?
         Skai nie odpowiedziała, za bardzo się go bała, ale wiedziała, że pierwszą rzeczą, którą musiała go nauczyć była: szacunek.
         -Nie. – wypowiedzenie tych słów kosztowało ją naprawdę dużo odwagi. – Nie, jeśli chodzi o to pierwsze, a drugie… Boisz się, że znajomi cię wyśmieją?
         - A ty się boisz, że bracia się dowiedzą i będą kolejno lądować u dyrektora, który może ich wylać, kiedy mnie chociażby poważniej tkną. – posłał jej kpiący uśmieszek. – Czyż nie? – milczenie dziewczyny zdefiniował jako odpowiedź twierdząco, co go bardzo rozbawiło. – A jednak! – zawołał wesoło.
         - Słuchaj. – wzięła głęboki oddech. – Wiem, że się zgrywasz. Udajesz kogoś kim nie jesteś.
         - Przestań chrzanić. – jego wyraz twarz momentalnie się zmienił na poważny.
         - A może nie mam racji? – prowokowała go.
         - Nie masz. – powiedział od razu, ale w jego głosie usłyszała niepewność.
         - Wydaje mi się jednak, że mam.
         - Skąd możesz to wiedzieć? Nawet mnie nie znasz. – warknął ciskając swoim spojrzeniem pioruny w blondynkę.
         - Ty mnie tak samo, a mimo wszystko wyśmiewasz mnie. Nie znasz mojej sytuacji w domu, nie znasz mnie.
         - Mam swoje powody, dla których to robię.
         - Widziałam cię w podstawówce. – powiedziała odważnie Skai, próbując zacząć jakiś inny temat. – Tam byłeś sobą, nie udawałeś. – Justin jednak dalej milczał, nie wdając się w rozmowę. – Kim była ta dziewczynka? Twoja siostra? Musi być wyjątkowa, skoro się o nią troszczysz…
         - Nie wtrącaj się nie w swoje sprawy sierotko! Pilnuj własnego nosa, a nie łazisz za mną jak jakaś wariatka! – krzyknął i uderzył pięścią w ścianę. – Zapomnij co tam widziałaś, bo to nie byłem ja, rozumiesz?! Jeśli się dowiem, że komuś powiedziałaś, to wierz mi, nie będziesz miała potem życia.
         - Już go nie mam!
         - Oh, wierz mi, może być gorzej. – posłał jej krzywy uśmiech, po czym znowu spochmurniał i wyszedł z domu, trzaskając mocno drzwiami.
         Skai wzdrygnęła się na ten odgłos, po czym chwyciła zapasowe klucze, które zostawiła Pattie na blacie stołu w kuchni i wybiegła za Justinem. Obiecała jego matce, że nie puści go samego na noc, a biorąc pod uwagę, iż wyszedł wściekły a na dworze zaczęło się ściemniać, musiała go szybko znaleźć. Kiedy znalazła się na zewnątrz, ruszyła w prawo ulicą, za której zakrętem zniknęła czarna, skórzana kurtka chłopaka. Nie zawołała go, ponieważ tym mogła go spłoszyć. Szła po prostu za nim, ciekawa dokąd się uda, do baru? Może do któregoś z jego kumpli, bądź na imprezę?
         Wyszła w kocu na tą samą ulicę, którą szedł Justin. Brunet nie odwracał się, co było jej na rękę. Przyśpieszyła odrobinę, aby go nie zgubić. Rozejrzała się dookoła i zorientowała, że nie idą do centrum miasta, lecz na jego obrzeża, a konkretniej nad jezioro. Zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc. Dlaczego ktoś taki, jak „jego wysokość Justin Bieber” idzie nad jezioro, to nie pasowało do jego wizerunku, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że udaje kogoś kim  nie jest.
         W końcu skręcił w jakąś wydeptaną dróżkę, wiodącą przez niewielki las. Skai zawahała się. Było już ciemno, a las wcale nie wyglądał przyjaźnie, jednakże musiała przełamać swój strach i ruszyła za nim, starając się skradać cichutko. Nie szli długo, ponieważ za następnym zakrętem Justin przeskoczył niski murek i stanął tuż przy brzegu jeziora. Skai stanęła za murem, przypatrując się miejscu, do którego dotarł brunet. Była to druga strona, nieznana reszcie miasta, jeziora, ponieważ naprzeciwko tego miejsca, Skai zauważyła małą przystań oraz kilka pubów ze stolikami na zewnątrz pod parasolami. Kiedy tam raz była z całą rodziną, nie mogła się dopatrzeć drugiego brzegu, a z tego miejsca widać było idealnie tamtą przystań.
         - Coś takiego… - wyszeptała cicho.
         Justin chwycił kamyk i starał się rzucić jak najdalej, tym samym wyładowując złość. Nie mówił nic, tylko rzucał kamyki do wody. Warknął kilka razy i oddychał głęboko, chodząc nerwowo przy brzegu jeziora. Skai nie wiedziała co robić. Iść do niego, czy pozwolić mu się wyładować? Pattie prosiła ją, żeby nie puszczała go samego na noc, żeby wiedziała gdzie on się szlaja, no i wszystko jest tak jak chciała, z tą różnicą że jej syn nie widział Skai.
         Wtem brunet odwrócił się i zaczął wracać tą samą drogą, którą przyszedł. Przerażona Skai tym, że może odkryć jej obecność, zaczęła się wycofywać i pobiegła przed siebie, nie oglądając się za siebie. Miała cichą nadzieję, że Justin jej nie zauważył, a nawet gdyby, to oby jej nie poznał i nie zaczął jej ścigać. Po krótkim biegu, kiedy wydostała się z lasu, w końcu miała odwagę aby się odwrócić. Była sama. Nie biegł za nią. Odetchnęła z ulgą i postanowiła, zaczaić się na niego za zakrętem ulicy.
         - A ty co tutaj robisz sierotko? – zza zakrętu wyjrzał wściekły Justin. Skai cofnęła się o krok z szybko bijącym sercem oraz ściśniętym gardłem. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła jej do głowy.
         - Szu..szukałam cię. – wyjąkała. – Wybiegłeś taki zły i pomyślałam,  że…
         - Nie tłumacz się. – warknął. – Niańczenie to twoja praca, zwłaszcza chłopaka starszego od ciebie, prawda? Lubisz kiedy masz wszystkich owiniętych wokół palca? Oczywiście. – prychnął.
         - Co? Nie rozumiem… - blondynka zamrugała oczami, starając się domyślić o co mu chodziło, jednakże nie potrafiła.
         - Nie udawaj niewiniątka. – syknął, mierząc ją wściekłym spojrzeniem, po czym odwrócił się na pięcie i szedł w kierunku domu zastraszająco szybkim tempem, aż Skai musiała za nim biec, aby dotrzymać mu kroku.
         - Dlaczego się tak na mnie wyładowujesz? – powiedziała z wyrzutem, zerkając kątem oka w stronę Justina. Jednak on nie odpowiedział, tylko gdy już znaleźli się przed domem, chwycił za klamkę i szarpnął drzwiami, jednak one nie chciały ustąpić.
         - Co jest?!
         Skai wyciągnęła klucze, po czym otworzyła dom. Justin tylko prychnął na ten gest i potrząsnął nerwowo głową, po czym wparował pierwszy do środka, nie dbając o to, że zatrzasnął drzwi tuż przed nosem blondynki. Dziewczyna westchnęła, ponownie otwierając je i weszła do środka. Zdjęła buty, po czym ustawiła swoje zniszczone trampki obok położonych byle jak Suprów Biebera. Miał takie drogie adidasy, więc dlaczego tak je nie szanował? Skai tego nie rozumiała.
         - Jestem głodny. – rzucił ze złością, wchodząc do holu, gdzie jeszcze stała blondynka z takim spojrzeniem, jakby to była jej wina. Skai jednak nic sobie nie robiła z tych słów. Spojrzała na niego przelotnie, po czym go wyminęła, chcąc udać się do „swojego” pokoju, jednakże brunet złapał ją mocno za nadgarstek, aż syknęła z bólu.
         - Jestem głodny. – powtórzył.
         - Wiem. – Skai zdobyła się na wzruszenie ramionami, po czym ponownie chciała iść po schodach, ale Justin pociągnął ją za rękę tak gwałtownie, że kiedy się odwróciła dosłownie wpadła na niego.
         - Uważaj. – syknął, a jego oczy niebezpiecznie pociemniały. – Zrób mi coś do jedzenia. – na te słowa Skai westchnęła.
         - Lekcja pierwsza. Używanie słów „proszę”, „przepraszam” i „dziękuje”. Słowa „proszę” używa się kiedy…
         - Wiem kiedy się używa. – stwierdził krzywiąc się nieznacznie. – Nie pouczaj mnie sierotko, jestem dłużej na tym świecie niż ty.
         - Jesteś starszy, owszem, ale kulturą to ty się kwapisz. – stwierdziła Skai, wyrywając się z jego uścisku. – Więc? – uniosła pytająco brew, czekając aż ją poprosi.
         Justin wyczuł co się święci i to bardzo go rozbawiło, ponieważ parsknął śmiechem prosto w twarz dziewczyny.
         - Chyba nie sądzisz, że ja…? Haha… - zaczął się śmiać jak opętany, ale nie był to śmiech przyjemny dla uszu, raczej drażliwy.
         Zniesmaczona Skai odwróciła się na pięcie i czmychnęła szybko na górę do swojego tymczasowego pokoju, aby móc się wreszcie rozpakować. Nie chciał poprosić jej, żeby zrobiła mu kolację? Trudno, niech sobie głoduje bądź sam coś zrobi. Musiał się wreszcie nauczyć pokory i zacząć ją inaczej traktować.
         Justin w tym samym czasie otworzył lodówkę w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia, jednak znalazł tylko coca colę, jakąś sałatę i zamrożoną pizze, jednak Bieber nie potrafił jej odmrozić, ponieważ nie miał pojęcia jak, zazwyczaj robiła to gosposia, której teraz już nie ma – stwierdził w myślach z przekąsem. Zrezygnowany wyjął butelkę z colą po czym poszedł do swojego pokoju. Mała sierotka nie chce zrobić mu kolacji, o niech się o tym jego matka dowie, to zaraz ją zwolni – pomyślał ucieszony, ale zaraz mina mu zrzedła. O nie, nie będzie zachowywał się jak mięczak, nie da jej tej satysfakcji.
         Wrócił do pokoju, głośno trzaskając drzwiami tak, żeby go dziewczyna usłyszała, po czym wyszedł na balkon. Już miał się oprzeć o barierkę, kiedy zauważył przez okno, że Skai mieszka tuż obok niego i właśnie siedziała na ogromnym łóżku przez które wyglądała jakby blondynka była  jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości i to ją przytłaczało. Brunet potrząsnął głową, po czym wrócił do środka. Położył się na łóżku i nawet nie zauważył jak zasnął.

Od autorki: Zakończenie jest takie beznadziejne, ale reszta jak dla mnie ujdzie. Staram się pisać tak wiecie... niebanalnie i nie krótkimi zdaniami. Cóż, muszę szlifować swój warsztat. Zapraszam na  http://spadajnadrzewo.tumblr.com/ gdzie możecie pisać swoją opinię w zakładce na górze pt "Message" :) Byłoby miło :)

4 komentarze:

  1. Fajny ten rozdział. Moim zdaniem zakończenie jest dobre, a nie beznadziejne. Może tobie się tak wydaje ale ono po prostu pasuje do tego rozdziału. Świetnie piszesz. Odrobinę tylko szkoda, że tak rzadko ;) Podoba mi się, że jest dość sporo akcji i że nie od razu coś tam zaczynają do siebie czuć. Ten rozdział świetny i mam nadzieję, że następny będzie już nie długo :D
    La♥ren/ Killa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu, ale miałam łzy w oczach, świetny rozdział, jak każdy. Kurde, mam wrażenie, że kiedy Skai zachowuje się w ten sposób, kiedy mu nie ustępuje, on już zaczyna się nieco zmieniac. Justin udaje kogoś kim nie jest i już nie mogę się doczekac, kiedy wyjaśni się, dlaczego właśnie tak się dzieje. Naprawdę genialne i niespotykane opowiadanie. Gratuluję pomysłu :) Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 31 rozdział na escape-from-love.blogspot.com Zapraszam do czytania i komentowania!

    OdpowiedzUsuń
  4. 9 rozdział na whisper-of-secret.blogspot.com Zapraszam do czytania i komentowania!

    OdpowiedzUsuń