Skai
zobaczyła tą samą dziewczynkę co kiedyś w podstawówce. Teraz stała niepewnie w
holu, rozglądając się za wspomnianym chłopakiem. Blondynka wyszła z ukrycia, a
dziewczynka spojrzała na nią zaskoczona.
-
Kim jesteś? – spytały obydwie w tym samym czasie, po czym zachichotały cicho.
-
Ty pierwsza. – zaproponowała Skai.
-
Mam na imię Jazmyn. Jestem siostrą Justina, a ty? – odpowiedziała.
-
Ja jestem Skai Johnson… - zaczęła.
-
Oh! Czy twoimi braćmi są Ben i Sam Johnson? – westchnęła, mrugając szybko
swoimi dużymi, jak spodki filiżanki do herbaty, oczami.
-
Owszem. – powiedziała dumnie.
-
Słyszałam o tobie. – wyznała nieśmiało.
-
Naprawdę? Kolegujesz się z nimi? – spytała, patrząc na nią z ciekawością.
-
Trochę. – na twarzy dziewczynki wystąpiły blade rumieńce, a ona sama spuściła
wzrok i zaczęła miąć skrawek swojej sukienki.
-
Chodź może do kuchni, co? Chcesz coś zjeść? – zaproponowała Skai, widząc
zmieszanie małej Jazmyn.
-
A co masz? – dziewczynka podreptała za starszą Johnson do kuchni, po czym
usiadła na krześle, swobodnie machając nogami.
-
Miałam właśnie zamiar zrobić spaghetti na obiad. Może być?
-
Tak! Uwielbiam spaghetti! – pisnęła ucieszona z szerokim uśmiechem na twarzy.
Skai
odwzajemniła uśmiech, po czym zabrała się do roboty. Wyjęła potrzebne
składniki, garczek na makaron oraz patelnię. Nastawiła w czajniku wodę, w tym
samym czasie rozgrzewając olej na patelni.
-
Tak właściwie, to co tutaj robisz? – spytała ją Skai.
-
Szukałam Justina. Obiecał, że po południu zabierze mnie do parku, a jego nie ma
w domu?
-
Jak widzisz, nie. – odpowiedziała Skai, po czym wsadziła makaron do garczka,
zalewając nagrzaną wodą oraz mięso mielone na patelnię.
-
A ty tutaj mieszkasz z nim? Jesteś jego dziewczyną? – wypaliła Jazmyn, a Skai
roześmiała się. Sama myśl, że ona miałaby być z Justinem jako para wydawała się
jej śmieszna i niezrozumiała, ale pewnie ona nie miała pojęcia jak brat Jazmyn
ją gnębi wszędzie, nie tylko w szkole.
-
Mieszkam, ale nie jesteśmy razem. – wydusiła z siebie.
-
Czemu nie? – spytała, nie kryjąc ciekawości.
-
To jest skomplikowane. My.. nie lubimy się w ten sposób.
-
A w jaki?
-
W żaden. – stwierdziła Skai i ze zdziwieniem zauważyła, że się cały czas
uśmiecha szeroko. – Proszę. – dziewczyna po kilku minutach podała Jazmyn
spaghetti po czym sama wzięła na osobny talerz kawałek. – Smacznego.
-
Dziękuję. – Jazmyn uśmiechnęła się i z zadziwiającą prędkością zaczęła
pochłaniać obiad. – Jak myślisz, Justin przyjdzie niedługo?
-
Chciałabym żeby tak było, ale nie sądzę… Przykro mi. – wyznała szczerze Skai.
Było jej szkoda dziewczynki, która pewnie tęskniła za swoim bratem. Chociaż
było to trochę dziwne, ponieważ Pattie
nie wspominała, że ma córkę.
„Myślisz, że mnie postraszysz tym frajerem,
który zdradza cię na prawo i lewo?”
Przypomniał jej się Justin, wrzeszczący w holu
domu. Pewnie chodziło mu wtenczas o Jazmyn, zapewne była nieślubną córką ich
ojca z inną kobietą.
-
Skai? – z zamyślenia wyrwał ją głos dziewczynki.
-
Tak?
-
Poszłabyś ze mną na plac zabaw? Skoro Justin nie przyjdzie… - dodała
zawiedziona.
-
Oh.. – westchnęła zaskoczona. – Pewnie, ze pójdę. Może by poszli jeszcze
Sam i Ben, co o tym myślisz?
-
Byłoby fajnie… - wymruczała, rumieniąc się lekko.
-
Już po nich dzwonię. – Skai zachichotała, wyciągając telefon.
***
-
Skaaai! – gdy dziewczyna razem z Jazmyn tylko weszła na plac zabaw, Sam oraz
Ben rzucili się w jej kierunku.
-
Cześć chłopcy. – przywitała ich blondynka, po czym poczochrała im włosy.
-
Cześć Jaz. - wymruczał Sam nieśmiało, natomiast Ben entuzjastycznie zawołał to
samo co jego brat.
-
To gdzie chcecie iść? – spytała siostra Johnson.
Jednak
dziewczyna nie uzyskała odpowiedzi, ponieważ cała trójka popędziła w kierunku
zjeżdżalni a ona została sama. Potrząsnęła głową z lekkim uśmiechem na ustach,
po czym usiadła na jednej z huśtawek, zaczynając się kołysać, ciągle
spoglądając na młodsze rodzeństwo i Jazmyn.
Wtem
za plecami Skai zagrzmiał śmiech Justina oraz Amandy. Dziewczyna odruchowo
spięła wszystkie mięśnie i znieruchomiała, licząc na to, że sobie pójdą, nie
zauważając ich. Kątem oka zauważyła, że zatrzymali się i spoglądali na dzieci,
bawiące się w drewnianym domku. Widziała jak Justinowi rozszerzyły się źrenice
ze zdziwienia. Pewnie zauważył Jazmyn. Następnie chwycił Amandę za rękę i pociągnął
za sobą, aby jak najszybciej odejść od tego miejsca.
Skai
odetchnęła z ulgą, ponieważ jej nie zauważył, co było dziewczynie na rękę.
Jednakże tym westchnięciem zwróciła uwagę Justina, który spojrzał na nią przez
ramię. Dziewczyna przełknęła ślinę i szybko odwróciła wzrok, starając się nie
odwracać w jego kierunku, ale spojrzenie ciągle do niego wracało. Zacisnęła
mocno pięści, aby się powstrzymać.
Justin
natomiast po wyciągnięciu z placu zabaw Amandy, spotkał Chetera oraz Ryana, w
duchu im dziękując za wyczucie czasu. Nie mógł się pozbyć tej dziewczyny. Na
początku myślał, że coś z tego będzie. Była ładna, zgrabna i zabawna, ale… po
dłuższej rozmowie, zauważył jak zachowuje się niczym tleniona blondyna, która
ma pusto w głowie. Cokolwiek powiedział, ona chichotała głupio, co doprowadzało
go do szewskiej pasji, chociaż starał się tego nie pokazywać.
-
Siema stary! – zawołali równocześnie, co wywołało u nich napad śmiechu. Justin
tylko wywrócił oczami i przywołał do porządku.
-
Cześć. Poznajcie się, to Amanda Smith a to moi kumple: Chester oraz Ryan.
-
Witaaj. – ten pierwszy poruszył znacząco brwiami w jej kierunku, a Ryan nie
chcąc być gorszy ucałował ją w dłoń, udając dżentelmena, ponieważ w
rzeczywistości nim nie był.
-
Wybaczcie, ale ja muszę już lecieć. – rzucił pospiesznie Bieber, byleby tylko
się odczepić od dziewczyny.
-
Już? Czemu? – spojrzała na niego zawiedziona.
-
Bo… muszę coś załatwić na mieście. Prywatna sprawa, rozumiecie. – skłamał
odrobinę, ponieważ z jednej strony to była prywatna
sprawa, do której jego kumple nie powinni się mieszać.
-
No okej, to cześć. – rzucił Ryan, po czym Justin odwrócił się na pięcie i
poszedł w kierunku placu zabaw, tym razem inną uliczką. W duchu dziękował
kumplom, że nie zadawali jakichś dociekliwych pytań.
Sam
nie wiedział czemu, ale podszedł do ławki, gdzie siedziała jego opiekunka, po
czym chwycił za ramię zaskoczoną blondynkę, która drgnęła pod wpływem jego
dotyku.
-
Co jest..? – nie zdążyła dokończyć wypowiedzi, ponieważ Justin pociągnął ją
mocno za nadgarstek tak, że wstała potykając się o własne nogi.
-
Co ty wyprawiasz?! – krzyknął, kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od
dzieciaków, aby ich nie zauważyli.
-
Nie rozumiem o co ci chodzi. Chciałeś, żebym cię zostawiła w spokoju… To nie
moja wina, że tutaj przyszliście, skąd miałam wiedzieć?
-
Musiałem przez ciebie przerwać spotkanie z Amandą. – posłał jej groźne
spojrzenie, mimo iż w duchu cieszył się odrobinę z tego, że nie musiał słuchać
paplaniny Smith. – Co tu robisz z nią?
-
A co? – spojrzała mu prowokacyjnie w oczy.
-
Mów. – zażądał i potrząsnął ją za ramię.
-
Puść!
-
To mi powiedz, co ona tutaj robi… Z tobą. – warknął zły.
Johnson
grała mu na nerwach jak nikt inny. Nigdy nie odpowiadała prosto na pytanie,
tylko musiała trzymać go w niepewności, co go denerwowało ale… nie
przeszkadzało na tyle, aby trzymać się od niej z daleka. Jednakże jej czystość,
bijąca od blondynki go odpychała. Nie chciał mieć do czynienia z kimś, kto nie
wiedział co to znaczy bawić się, flirtować itd. Skai pochodziła z zupełnie
innej planety. Tak właściwie, to co on o niej wiedział? Nie za wiele, ale
lepiej żeby tak było. Nie chciał jej poznawać bliżej, ponieważ to oznaczałoby
że chce się z nią zaprzyjaźnić a tak wcale nie miało być.
-
Przyszła do twojego domu i cię wołała. Justin wiem, że jest twoją…
-
Cicho bądź do cholery! Masz o tym zapomnieć, zrozumiałaś? Nie znasz jej, nigdy
nie widziałaś na oczy. – powiedział szybko, podtrzymując kontakt wzrokowy.
-
Ale dlaczego?
-
Boże! Po prostu nie możesz zamknąć buzie na kłódkę?
-
Po pierwsze: nie wzywaj imię Pana Boga na daremnie, a po drugie nie mów do mnie
w ten sposób.
-
Nie pouczaj mnie sierotko. – warknął, marszcząc przy tym brwi.
-
Mógłbyś tak nie mówić o mnie? Proszę. – spojrzała na niego łagodnie, co
odrobinę zbiło go z tropu, ale nie dał się omamić.
-
Czemu nie? Przecież jesteś sierotą. – wzruszył ramionami.
Skai
wyrwała się z jego uścisku i cofnęła o krok. Zabolało ją to strasznie. Poczuła
niemiłe uczucie w brzuchu, które utrudniało jej oddychanie. Spuściła wzrok
starając się nie drżeć oraz normalnie wdychać i wydychać powietrze. Wmawiała
sobie, że on nie jest świadomy tego co robi, nie ma pojęcia jak się ona z tym
czuje, jest zagubiony dlatego nie obchodzi go co inni ludzie myślą oraz czują.
-
Tak, jestem. Jednak… nie musisz mi tego powtarzać za każdym razem. Wiesz… może
czas abyś zważał na to co mówisz, ponieważ możesz kogoś tym zranić. –
powiedziała zachowując spokój oraz kamienną twarz, chociaż jej oczy zdradzały,
że czuje ogromny ból wypowiadając te słowa.
-
Kogo to obchodzi? Mam gdzieś to co inni myślą.
-
Dlaczego jesteś taki obojętny? – wyszeptała zraniona Skai.
-
Nauczyłem się tego od kogoś, ale to przeszłość, nigdy przyszłość. To bagno jest
już za mną, nie zamierzam do niego wracać. Gdybyś tylko wiedziała,
zrozumiałabyś dlaczego się tak zachowuję, więc przestań się mnie czepiać i
dopytywać, bo mam tego dosyć.
-
Więc, czemu mi nie powiesz?
-
Zajmij się swoim życiem, sierotko. – warknął Justin. – Zabieram Jazmyn, a ty
daj mi dzisiaj lepiej spokój. – powiedział. – Chyba, że chcesz aby twoi bracia
się o mnie dowiedzieli. – dodał, krzywiąc się w uśmiechu.
Brunet
wyminął Skai i ruszył w stronę siostry. Był na siebie wściekły, ponieważ już
wypaplał za dużo tej Johnson. Sam nie miał pojęcia dlaczego, ale ona jedyna
chyba go uważnie słuchała i wyglądało na to, że chciała pomóc, lecz Justin nie
potrzebował litości. On zawsze sam sobie radził ze sobą.
-
Justin! – zapiszczał Jazmyn, od razu pędząc do swojego starszego brata.
Przytuliła się mocno do niego, zaciskając małe palce na jego ramieniu. – Skai
powiedziała mi, że raczej dzisiaj się ze mną nie pobawisz.
-
No widzisz, myliła się. – powiedział zgryźliwie, ale widząc zaskoczoną minę
siostry, szybko dodał. – Chodźmy może gdzieś indziej, co?
-
Ale ja chciałam się jeszcze pobawić z Samem i Benem.. – wyszeptała wstydliwie.
-
Z Johnsonami? – zmrużył oczy, a Jazmyn skinęła głową. – Nie ma mowy. Nie
będziesz się z nimi zadawać. – powiedział ostro, po czym wziął ją za rękę i bez
słowa zaczął iść ku wyjściu.
-
Justin! Dlaczego? Nie, ja nie chcę! Proszę puść! Chcę iść do kolegów, proszę… -
próbowała się wyrwać bratu, ciągnąc w przeciwną stronę.
-
Nie możesz. Ci ludzie mają na ciebie zły wpływ.
-
Wcale nie! – zaprotestowała dziewczynka.
-
Nie będziesz się z nimi spotykać i koniec. – postanowił Bieber.
Jazmyn
przez całą drogę nie odzywała się do swojego brata, mimo iż ten próbował ją
jakoś rozbawić. Obrażona nawet nie chciała na niego spojrzeć, tylko szła obok
niego. Justin zrezygnowany odstawił ją do domu, a sam wrócił do swojego, gdzie
oczywiście spotkał Skai w kuchni. Czy ona teraz do cholery musi być wszędzie?
Naprawdę miał jej dosyć.
Bez
słowa usiadł przy stole i zaczął pochłaniać przygotowane przez blondynkę
kanapki. Ona nie powiedziała również nic, tylko robiła kolejne i dokładała do
stosu na talerzu. Justin odrobinę się zdziwił, że nie dawała mu żadnych
„lekcji” dobrego wychowania, tylko robiła tą kolację bez względu na to ile jej
wcześniej nagadał.
Skai
nawet na niego nie spojrzała, ponieważ nadal bolało ją mocno serce, z powodu
tego co powiedział. Chciała mieć po prostu spokój, więc odpuściła sobie
pouczanie Justina, chociaż coś w niej się gotowało, kiedy pożerał kolację nawet
się nie odzywając. Chociaż może to i nawet lepiej, ponieważ ona nie miała
pojęcia co mu odpowiedzieć. Nie chciała z nim rozmawiać, a przynajmniej nie
dzisiaj, nie teraz.
Kiedy
skończyła robić, wzięła talerz z dwoma kromkami i wyszła z kuchni, udają się na
górę do swojego tymczasowego pokoju. Tam zamknęła się i usiadła na łóżku.
Westchnęła głośno i przymknęła oczy, a w myślach pojawił jej się obraz braci,
za którymi tęskniła strasznie, mimo iż byli w tym samym mieście, chodzili do
tej samej szkoły, to jednak brakowało jej tych kłótni przed telewizorem,
wspólnych posiłków oraz zakupów.
Justin
spojrzał w stronę drzwi, za którymi zniknęła blondynka. Przegryzł wargę i
odetchnął głęboko. Wokół niego panowała cisza, która aż krzyczała, aby ją
przerwać. Mając świadomość, że dom jest praktycznie pusty, jest tylko on i
Skai, która zresztą się do niego nie odzywa. Chłopak po skończonej kolacji,
przeczesał nerwowo włosy i wspomniał sytuację w parku, po raz kolejny zresztą
dzisiaj. To nie dawało mu spokoju i jeszcze to dziwne uczucie w brzuchu,
sumienie podpowiadające aby przeprosił Skai za te słowa, które jak sztylet wbił
w jej serce. Jednakże duma mu na to nie pozwalała.
Po
tym jak skończył brać prysznic i włożył same bokserki a na nie krótkie szorty,
wyszedł z łazienki, wracając do swojego pokoju. W całym domu panowała ciemność
oraz cisza. Ściany nagle zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do siebie, a
Justinowi było duszno. Świat zaczął wirować dookoła. Otworzył balkon aby
zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. Do uszu włożył słuchawki, w których
dało się usłyszeć kultową muzykę Bon Jovi. Tak naprawdę wstydził się przyznać
do tego kumplom, że podoba mu się taki zespół, ale tutaj w domu już nie musiał
nikogo udawać.
Przełknął
ślinę. Skai miała rację. Zacisnął
mocno usta. Te słowa nie mogłyby przejść przez jego gardło, a w myślach… Cóż,
czuł się naprawdę dziwnie, że ta dziewczyna tak łatwo go rozpracowała, jak on
sam nawet siebie nie znał tak dobrze.
Justin
wyjął słuchawki, muzyka ucichła, przestała zagłuszać rzeczywistość. Nastąpiła
głucha cisza. Wtedy brunet zaczął intensywnie myśleć o swoim dotychczasowym
życiu, o ludziach których spotkał, którzy ciągle z nim są i… musiał stwierdzić,
że tak naprawdę jest całkiem sam. Nikomu nie może się tak naprawdę zwierzyć ze
wszystkiego, to wszystko w sobie dusił. Tak już do tego przywykł, że nie
potrafił o tym rozmawiać, naprawdę nie wiedział co powiedzieć. Po prostu
potrzebował czyjejś obecności.
Nie
myśląc racjonalnie, Justin wstał i wyszedł ze swojego pokoju, po czym zapukał
lekko w drzwi obok, po czym je uchylił. Następnie wślizgnął się do środka i
zauważył, że dziewczyna leży na łóżku, gapiąc się tępo w sufit. Pokój
oświetlała jedynie mała, nocna lampka. Skai, kiedy usłyszała, że ktoś otworzył
drzwi, spojrzała w tamtym kierunku i kiedy zauważyła Justina, znieruchomiała a
serce podeszło jej do gardła.
Brunet
nie powiedział nic, tylko podszedł do parapetu i rozsiadł się na nim wygodnie,
okrywając kocem, po czym spojrzał na Skai, tym razem bez krzywego wzroku, czy
kpiącego uśmiechu. Po prostu wpatrywał się w blondynkę i widział zagubioną
szesnastolatkę, która chce żyć.
Dziewczyna
nie powiedziała nic, tylko usiadła na łóżku, również patrząc na Biebera.
Siedzieli tak przez dłuższy czas, może do pierwszej bądź drugiej w nocy. Potem
Justinowi, pierwszemu opadły powieki i zasnął, otulony kocem na szerokim
parapecie, który również mógłby być kanapą. Chłopak po prostu potrzebował
czyjejś obecności, nie chciał być sam i był wdzięczny Skai, że nie zadawała
pytań tylko po prostu była.
Blondynka
natomiast ze zdziwieniem spojrzała na śpiącego Justina, wciąż nie mogąc
uwierzyć w to co się stało. Jej serce już się uspokoiło i biło normalnym
rytmem. Skai uśmiechnęła się lekko na widok Biebera z rozchylonymi ustami,
który wyglądał tak uroczo i niewinnie jak spał, ale potem się budził…
Od autorki: Wybaczcie że tak długo nie dodawałam, ale nie sądziłam że kogoś to interesuje no i word mi się jakimś cudem skasował, a teraz jeszcze czuje się tak potwornie, bez energii, bez sensu, jakby coś wysysało ze mnie życie.. Okropne uczucie.. Ale mam kilka rozdziałów na zapas, także dodam wcześniej :)
CUDO! PO PROSTU CUDO!
OdpowiedzUsuńMiałam łzy w oczach, ale podczas czytania twoich opowiadań to już norma. Kurde...Nie wiem czemu, ale czytając ten rozdział przypomniał mi się film "Szkoła uczuc" tam też była ta dziewczyna, z której on się tak naśmiewał i jakoś tak mi się to skojarzyło. Ale mam nadzieję, że nie masz zamiaru jej uśmiercic, bo wpadnę w depresję ;d Kocham to opowiadanie i aż mi samej robi się przykro, że tak mało osób zostawia tu komentarze. Myślę, że nie będziesz miała nic przeciwko, jak polecę to opowiadanie u siebie na blogach, bo po prostu uważam, że każdy powinien przeczytac twoje opowiadania, które są naprawdę życiowe. Życzę dużo weny. Pozdrawiam :)
I w końcu doczekałam się nowego rozdziału <3 Mam nadzieję, że według twojej zapowiedzi następny pojawi się szybciej :D
OdpowiedzUsuńGdy swego czasu pisałam blogowe opowiadanie tez nie miałam wiele komentarzy, co oczywiści pocieszające nie jest, ale bynajmniej nie odzwierciedla poziomu twojego opowiadania... ;) Cza się reklamować na innych blogach i to takich w twoim stylu a na pewno będzie dobrze.! I nawet jeśli wiele komentarzy nie ma to nie znaczy, że nikt nie czyta, bo ja na przykład rzadko komentuje, po prostu nie wiem co napisać. Bo komentarze w stylu :"ale świetnie! Kiedy nowy rozdział?" wydają mi się niezbyt ukazywać moje odczucia, ale też nie lubię rozkładać wszystkiego na czynniki pierwsze..
Tu akurat się rozpisałam i po prostu nawet ja jestem w szoku. :D A poza tym ja lubię pisać dla siebie, daje mi to dziwną satysfakcję. Mimo że i tak wszystko już jest w mojej głowie to chce to zapisać, żeby później móc przeczytać takie moje opowiadanie <3 Ale zazwyczaj i tak nie podoba mi się styl mojego pisania xd
No cóż, pozdrawiam i życzę weeenyy! ;)
CZEKAM NN <3
OdpowiedzUsuń10 rozdział na whisper-of-secret.blogspot.com Zapraszam do czytania i komentowania! :)
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńJeju jak słodko...
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział !!!