wtorek, 8 października 2013

Rozdział 9

Justin stał oniemiały na tarasie, wpatrując się w punkt, gdzie wcześniej stała Skai Johnson - jego opiekunka. Twarz dziewczyny ciągle pojawiała mu się przed oczami. Nie mógł zapomnieć tej rozpaczy, smutku w głosie oraz tęczówkach przepełnionych słonymi łzami.
         "Do domu" - jej słowa odbiły się echem po czaszce Biebera, wprawiając go w dezorientację. To zdanie znaczyło o wiele więcej niż można było się tego spodziewać na początku. Dom był dla niej miejscem, gdzie czuła się bezpieczna, potrzebna i kochana. Zachowywała się tam swobodnie, ponieważ wiedziała, że przed ludźmi których kochała nie musiała udawać, oni ją przecież znali.
         Jakim dupkiem musiał być, skoro doprowadził Skai do takiego stanu. Zawsze potrafiła się opanować, nawet kiedy wyzywał ją od najgorszych i traktował naprawdę podle, ona to ignorowała.. Mało tego! Jeszcze pouczała, prawiła kazania, jakby chciała zastąpić mu matkę, a teraz...? Teraz się poddała, chociaż powinna jeszcze więcej walczyć, ponieważ Pattie kategorycznie zabroniła mu imprez.
         Teraz sobie przypomniał. Chester! To przez niego. Skurwiel, splunął jej w twarz. Oj, debil sobie nagrabił u niego. Justin ruszył prosto na kumpla, który nie spodziewając się niczego ze strony przyjaciela, w najlepsze popijał drinka i wesoło się do niego szczerzył.
         - Co masz taką minę Jus? - zarechotał. Otworzył usta aby coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył ponieważ zaciśnięta pięść Biebera wystrzeliła w górę i uderzyła szczękę Chestera. - Odbiło ci?!
         Justin nie odpowiedział, tylko rzucił się na kumpla, po czym zaczął go okładać pięściami, przeklinając głośno i wrzeszcząc jakim jest idiotą, debilem, kretynem. Zdezorientowany Chester próbował zrzucić kumpla, ale alkohol, który wypił dotychczas robił swoje. Inni ludzie, którzy ich otoczyli próbowali odciągnąć Biebera, ale ten ciągle się wyrywał. W końcu Ryan odciągnął go na tyle daleko, aby Justin nie rzucił się na niego ponownie.
         - Co ci odpierdoliło Bieber? – spytał zdziwiony Ryan, wpatrując się prosto w oczy bruneta. – Rzucać się na kumpla?
         Justin nie odpowiedział, tylko zacisnął mocno wargi. Nie chciał powiedzieć o Skai, ponieważ oni od razu by się zorientowali, co jest grane. Niestety chłopak bywał czasami bardzo przewidywalny.
         - Naprawdę nie mam teraz humoru do takich rozmów. Mógłbyś przez jakiś czas nadzorować imprezę, bo ja muszę skoczyć w jedno miejsce. – powiedział Bieber, patrząc prosto w oczy Ryana.
         - Dobra. – odpowiedział mu chłopak, uważnie się przyglądając wyrazu twarzy Justina. – Ale jeszcze do tego wrócimy.
         - Jasne, jasne. – mruknął cicho pod nosem, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z własnego domu, po drodze potrącając mocno ramieniem kilku ludzi, którzy zareagowali na to głośnym okrzykiem oburzenia.
         Brunet sam nie wiedział gdzie miał pójść. Wszystko działo się tak szybko, a on w ogóle nie myślał, co robił tylko wsiadł do swojego samochodu i go odpalił, po czym ruszył przed siebie. Włączył głośną muzykę, aby zagłuszyć myśli, które jak szalone obijały mu się o czaszkę. Promile alkoholu w jego krwi zaczęły się odzywać wraz z prędkością, która już przekraczała setkę, a jechał przez miasto. Światła na skrzyżowaniach go nie interesował, miał jeden cel i dążył do niego nieświadomie.
         Nacisnął gwałtownie hamulec, kiedy jakieś bmw przemknęło tuż przed maską jego samochodu, tym samym wpadając w poślizg. Justin próbował się utrzymać w jednej linii, ale ktoś uderzył go z tyłu. Chłopak przeklnął siarczyście i nacisnął mocno gaz, po czym zaczął kręcić kierownicą aż wyjechał z tego błędnego kółka, a opony czarnego audi zapiszczały. Samochód zniknął za ścianą dymu, wydobywającego się z rury wydechowej, po czym pomknął prosto przed siebie.
         Justin dobrze wiedział dokąd zmierza, czuł to wewnątrz siebie. Nie pamiętał drogi, jechał z niemą intuicją. Coś innego, silniejszego go prowadziło. Zerknął z lekko szaleńczym uśmiechem na licznik, który docierał do 180km/h, po czym zaczął chichotać. Niestety nie zauważył, przejeżdżającej obok ciężarówki i uderzył w nią mocno.
         Przednia szyba się zbiła, a jej odłamki wbiły się w skórę Justina, który zaczął krwawić mocno. Jego głowa była zawieszona na kierownicy, a oczy wpatrzone przed siebie z pustym wzrokiem. Ostatnie co zobaczył, była przerażona mina Skai, następnie jego powieki opadły i zapanowała ciemność.
         Nie wiedział, jak długo był nie przytomny, ale w chwili gdy odzyskał świadomość, słyszał czyjeś miarowe oddychanie przy sobie. Chciał otworzyć powieki, lecz musiał się do tego zmuszać przez parę minut. Wtedy również poczuł, że ktoś trzyma go za rękę.
         Skai.
         Justin otworzył oczy i splótł ich palce. Miał chłodną rękę, ale to jak było widać nie przeszkadzało dziewczynie, która położyła swoją delikatną głowę tuż przy ich splecionych rękach. Chłopak uśmiechnął się szczerze, czując szczęście. Powinien się spodziewać, że to właśnie ona go będzie odwiedzać, w końcu jest jego opiekunką, ale mimo wszystko jej obecność go zaskoczyła.
         Brunet pogłaskał ją po miękkich, jasnych blond włosach, po czym wierzchem drugiej dłoni potarł policzek Skai. Dziewczyna zaczęła ruszać brwiami i próbowała otworzyć oczy. Justin szybko wycofał rękę, lecz splecione dłonie zostawił, ponieważ nie mógł ich cofnąć.
         Skai otworzyła oczy i spojrzała na Justina. Jej usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Ścisnęła jego dłoń, po czym pisnęła.
         - Justin! Jak się czujesz, czy wszystko..? – nie pozwolono  jej skończyć, ponieważ do sali wparowali lekarz z pielęgniarkami, a Skai wyproszono na korytarz.
         Dziewczyna usiadła na krześle, skubiąc nerwowo rękaw swetra. Czekała cztery dni, aż Justin się obudzi. Nie powiedziała o tym wypadku Pattie, która prawdopodobnie była w tym samym czasie w Nowym Orleanie. Za bardzo się bała, że straci swoją pracę. Może sama powinna zrezygnować, w końcu nie udało jej się upilnować go, żeby nie robił głupstw, kto wie co będzie następne?
         - Pani jest z rodziny? -  spytał lekarz, który właśnie wyszedł z Sali.
         - Tak jakby.
         - Justin  musi pozostać w szpitalu jeszcze dzisiaj, ponieważ musimy zrobić kilka prześwietleń i badań, ale jeśli wszystko będzie w porządku wyjdzie już jutro. Dobrze? – Skai pokiwała głową, odrobinę uspokojona.
         Spojrzała przez szybę na Justina, który również spojrzał w jej kierunku. Nie wiedząc czemu, dziewczyna zarumieniła się i odwróciła wzrok. Co miała teraz zrobić? Wtem na korytarzu zauważyła Ryana oraz Chestera. Spanikowana uciekła schodami w dół, aby ci jej nie zauważyli. Wyszła ze szpitala, po czym udała się pieszo do domu, tym razem Johnsonów. Jej myśli wciąż powracały do tamtej nocy, kiedy zobaczyła na własne oczy wypadek samochodowy Justina, co złamało ją jeszcze bardziej, ponieważ właśnie tak zginęli jej rodzice. Myśl, że i on mógłby umrzeć w taki sposób napawała ją przerażeniem. Jaką ulgę poczuła, gdy się obudził. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby jednak nie otworzył oczu i zasnął na zawsze. W kącikach oczu zabłysły pojedyncze łzy, lecz Skai nie pozwoliła im spłynąć, tylko wytarła je opuszkami palców.
         Zaczerpnęła powietrza, ale jej serce nie mogło się uspokoić. Biło tak mocno, że dziewczyna bała się, że zaraz nie wyrobi. Zaczęło jej z niewiadomych powodów brakować powietrza. Czuła, jak się dusi. Na zewnątrz powoli się ściemniało. Skai brnęła przed siebie szybko, aby dotrzeć do kryjówki Justina nad jeziorem. Przedzierała się przez krzaki, raniąc sobie łokcie oraz nogi, ale to jej nie powstrzymało od dotarcia na miejsce. Kiedy już zauważyła ten sam murek,  przyspieszyła kroku. Przeskoczyła go i usiadła na ziemi tuż przy brzegu jeziora. Uniosła twarz do góry z zamkniętymi oczami. Nagle pierwsze krople deszczu uderzyły ją w policzki. Po zaledwie kilku minutach rozpadało się na dobre, a mimo to Skai nie ruszyła się z miejsca.
         W głowie przywoływała twarze rodziców, kiedy widziała ich po raz ostatni. Wiedziała, że już nigdy nie zobaczy uśmiechu matki, gdy wracała po całym męczącym dniu i narzekała na Biebera, który jej dokuczał. Pamiętała, że kobieta uśmiechała się wtedy do niej mówiąc tajemniczo:
         - Nie oceniaj go, dopóki go nie poznasz.
         - Ale mamo! On przez „przypadek” podłożył mi nogę żebym się wywaliła. Mogłam sobie złamać rękę, albo nogę. Tak nie postępuje dobry człowiek! – jęczała zrozpaczona młodsza Skai. – Mamo, chcę się przenieść do innej szkoły, błagam pozwól mi. Ja z nim dłużej nie wytrzymam.
         - On jest zupełnie inny niż myślisz. Daj mu szansę, nie pozwól aby sprawił, że się złamiesz i stchórzysz. Bądź silna córeczko. Masz jeszcze przecież swoich braci, dasz sobie radę. – mówiła spokojnie pani Johnson, po czym ucałowała Skai w czoło. – Masz ochotę na placki ziemniaczane?
         Dziewczyna wciąż pamiętała ten zapach unoszący się w kuchni, kiedy jej matka pichciła cokolwiek. Razem z braćmi siedzieli przy stole, czekając na wypieki kobiety. Wieczorem ojciec przychodził zmęczony po pracy i siadał w salonie na kanapie, oglądając wieczorne wiadomości.
         Skai przełknęła głośno ślinę, a łzy spływające po jej zaczerwienionych policzkach zmieszały się z kroplami deszczu. Wiedziała, że przypominanie sobie tamtych chwil, to był błąd ponieważ po tym poczuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Załkała cicho, zakrywając dłońmi oczy.
         Miała dosyć udawania przed wszystkimi, że jest dobrze i daje sobie radę. Starała się wyglądać na silną, odporną na ból. Rzeczywiście, przez jakiś okres czasu tak było ale teraz… Teraz to wszystko poszło w łeb. Czuła, że jest słaba i potrzebuje czyjejś obecności, aby to przetrwać, lecz nikogo nie było. Była całkiem sama. Najróżniejsze wspomnienia przychodziły jej na myśl, mieszały się ze sobą i ciągle powstawały nowe.
         Straciła rachubę czasu, ale wiedziała jedynie, że jest już bardzo późno ponieważ niebo było granatowe a na nim błyszczało tysiące gwiazd. Skai wytarła mokre policzki, po czym wstała i zaczęła iść w kierunku głównej ulicy.
         Do domu Biebera dotarła grubo po północy. Zmęczona opadła na kanapę i przymknęła powieki. Chciała usnąć, już bez prysznica ponieważ nie miała siły. Jakby cały smutek odebrał jej energię, a pozostawił słabą i bezbronną.
         Wtem zadzwonił jej telefon, który znajdował się na stoliku. Skai spojrzała na niego podejrzanie, ale wzięła i odebrała, nie patrząc kto dzwoni.
         - Halo? – zachrypiała.
         Usłyszała czyjś ciężki oddech po drugiej stronie, ale nikt się nie odzywał. Skai odczekała chwilę, a następnie jeszcze raz powtórzyła.
         - Halo? Kto mówi?
         - Chciałem tylko powiedzieć… Dobranoc.

         - Justin.. – wyszeptała zaskoczona Skai. – Dobranoc. – odpowiedziała mu zmęczona ale z lekkim uśmiechem na twarzy. Zabrzmiał dźwięk przerwanego połączenia, więc dziewczyna zamknęła oczy i zasnęła jak małe dziecko, utulone do snu.

Od autorki: Wow. To jedyne słowo które mi przychodzi na myśl po tym, co zobaczyłam pod poprzednim rozdziałem. Rany, ale jestem happy, to mi dodało takiego powera, że naprawdę! Dzięki wielkie i oczywiście dla Katy Belieber, która towarzyszy mi od baaardzo dawna, jeszcze za czasów oneta. Dzięki <3

8 komentarzy:

  1. Jeej jeej jeej w koncu nowy rozdział!! <3 Ale jak teraz pomyślę o dniach czekania na następny to mi się robi smutno, bo ostatnie dni to była istna katorga xd Wchodzenie na Twojego bloga kilka razy dziennie stało się codziennością ;)
    Co do rozdziału... Na pewno nie spodziewałam się, że tak to zakończysz.. Ale jest świetnie ^_^ No i rozdział może i jest długi, ale mi wydawał się baardzoo krótki, mimo przeczytania go dwa razy... xd
    Cytat z przeszłości, co może mało prawdopodobne, dużo mi rozjaśnił. Ale i tak mam w głowie ciągle rozszerzającą się nieskończoność pytań, na które odpowiedzi liczę już niedługo ;)
    Proszę Cię, choć może to być zarówno denerwujące i motywujące, o nowy rozdział jak najszybciej i mam wrażenie, że nie wytrzymam bez dopominania się go w komentarzach ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz nie moge sie doczekac następnego :))

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzisz... ja twoja wierna fanka hahah ;d aż mi się weselej robi, jak widzę więcej komentarzy pod twoimi rozdziałami, które są cudowne... kto by pomyślał... twoje opowiadanie znalazłam przypadkiem, a jestem twoją czytelniczką już chyba od ponad roku :) jak miło :)
    a co do rozdziału, to jak to czytałam, to serce mi strasznie waliło i myślałam, że zaraz umrę... tak się tym przejęłam. jakoś mi się nie che wierzyc, że Justin nagle się zmieni na lepsze, ale może faktycznie ten wypadek nim wstrząsnął, na to liczę, bo jego zachowanie było okropne.
    niecierpliwie czekam na nowy rozdział...:) pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To powiadanie jest tak świetne,że nie wiem co mam napisać,bo żadne słowa tego nie opiszą. Dużo weny ! I oby tak dalej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział !!!
    ...Justin zaczął się zmieniać ^^
    Super ! Czekam na następny !
    the-other-side-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. 35 rozdział na escape-from-love.blogspot.com Zapraszam do czytania i komentowania!

    OdpowiedzUsuń
  7. Najwspanialsza, najlepsza <3. Uwielbiam twojego bloga. Czekam na następny rozdział <3.

    OdpowiedzUsuń