- Suzanne, mogłabyś mnie zastąpić na jakieś pół godziny? Muszę szybko gdzieś pójść. – poprosiła koleżankę, zdeterminowana Skai.
- Jasne, ale tylko pół godziny, bo muszę jechać po ojca do szpitala. – posłała jej ciepły uśmiech i wzięła notes.
- Dziękuję. Obiecuję, że nie będę długo. – powiedziała w pośpiechu zrzucając fartuch roboczy, a ubierając zimową kurtkę. – Jesteś wielka. – uśmiechnęła się do niej na pożegnanie.
W drodze owijała jeszcze szalik wokół szyi, ponieważ wiał chłodny wiatr, a ona nie chciała się przeziębić. Nie przed przedstawieniem. Szła szybko aby nie zmarznąć, dzięki czemu dotarła na miejsce po pięciu minutach.
Starała się jak najciszej otworzyć stare drzwi do budynku, gdzie Justin miał swoją salę do tańczenia. Kiedy raz zaskrzypiały głośno, dziewczyna stanęła w bezruchu, a jej serce waliło jak szalone. Czuła się jak w jakimś filmie kryminalnym, gdzie agenci specjalni mieli za zadanie wkraść się do środka, aby aresztować złoczyńców. Zwykle im się to udawało, wyglądało to na coś prostego do zrobienia. Skai zawsze wyśmiewała ich śledzenie, czatowanie przy drzwiach – jakby nie mogli otworzyć normalnie drzwi i tam poszukać ich. Teraz jednak zmieniła zdanie.
Kiedy Justin włączył muzykę, aż podłoga drgała pod jej wpływem, Skai szybko wślizgnęła się do środka. Ostrożnie stanęła przy wyjściu, delikatnie wysuwając się aby zobaczyć co Justin robi.
Włączył „Hungry Eyes”.
Ta sama piosenka, przy której się po raz pierwszy pocałowali. Mimo iż Justin nie wiedział skąd znał ten kawałek, to jednak postanowił do niego zatańczyć. Wypróbować nowe ruchy, wyrzucić z siebie całą tą złość. Każdy jego ruch był szybki, gwałtowny ale też idealnie ułożony, jak gdyby znał całą choreografię na pamięć.
Skai przyglądała mu się z uwagą, obserwując, analizując kroki oraz gesty które wykonywał. Niektóre z nich znała, gdyż uczyła się ich jako dziecko w szkole tańca, do której zaprowadzali ją rodzice, ale większość widziała pierwszy raz. Justin tańczył zupełnie inaczej niż w szkole, bardziej otwarcie. Blondynka wcale mu się nie dziwiła, była dokładnie taka sama.
Kiedy piosenka się skończyła, szatyn położył się na podłodze, głośno dysząc. Był cały czerwony na twarzy z wysiłku, a kropelki potu pojawiły się na jego czole i plecach. Justin zakrył twarz dłońmi, biorąc głęboki wdech i wydech. Zawsze tak robił, kiedy był zdenerwowany albo z czymś sobie nie radził.
Skai już chciała wyjść z ukrycia, dotknąć jego ramienia, dowiedzieć się co było nie tak, czym się zamartwiał, ale w porę zatrzymała nogę uniesioną w górę.
- Czy ty zawsze musisz się pakować tam, gdzie nie trzeba? – odezwał się wewnętrzny głos Johnson.
- Tak, chyba powinnam mu pomóc…
- Zostawże go w spokoju chociaż raz. – odpowiedziała zirytowana sama sobie - Niech się chłopak wyżyje, wyrzuci z siebie tą złość. Ty też często chciałaś zostać sama aby wszystko przemyśleć i tak dalej… Zostaw go.
- Masz rację. – przyznała jej rację Skai. – Gadam do siebie… No nie wierzę, że do tego doszło.
Spojrzała po raz ostatni na Justina i pokiwała głową. Rzeczywiście, wspominając zeszłe dwa miesiące Skai ciągle wtrącała się w życie Biebera, naruszała jego prywatność. Ją to irytuje od zawsze, ponieważ mieszkanie z piątką braci nie jest kolorowe, zwłaszcza w jednym pokoju z Danielem, więc nie powinna być za to zła na Justina.
Wycofała się dyskretnie i wyszła na zewnątrz budynku. Ręce schowała w kieszeniach kurtki, aby nie zsiniały od zimna. Czym prędzej pobiegła do restauracji, by Suzanne mogła wyjść wcześniej.
- Już? – spytała zaskoczona dziewczyna stojąca przy kasie, kiedy Skai weszła do środka.
- Tak wyszło. – wzruszyła lekko ramionami, po czym udała się na zaplecze aby przebrać w strój roboczy. – Możesz już iść. – rzuciła do niej.
- Na pewno? – Suzanne uważnie przyjrzała się Skai.
- Tak, jasne. – pokiwała głową.
Dziewczyna po pracy wróciła zmęczona do domu. Przytuliła pośpiesznie bliźniaków, posłała lekki uśmiech Jamesowi, który jako trzeci się od niej nie odwrócił. Wspięła się po schodach, podążając ku łazience. Wzięła w niej krótki prysznic, ubrała szerokie, lniane spodnie w granatową kratę na czarnym tle a do tego białą koszulkę z nadrukiem. Wróciła do pokoju, po czym położyła się na łóżku, przykrywając kołdrą. Jej ciało domagało się odpoczynku, ale mózg dalej pracował na pełnych obrotach, myśląc o wszystkim, o Justinie, o rodzicach, braciach, nawet Ryanie.
- Skai. – Daniel wszedł do środka ich wspólnego pokoju.
Blondynka wyrwana z krainy swoich przemyśleń, spojrzała na starszego o rok brata i zamrugała kilka razy. Podniosła się, usadawiając na łóżku, jednocześnie oparta o ścianę, kiedy Daniel podszedł do niej. Usiadł bokiem do dziewczyny. Splótł palce i przez kilka chwil zbierał się aby coś powiedzieć.
- Przepraszam. – powiedział w końcu, spoglądając na siostrę.
- Za co? – odpowiedziała.
- Miałaś rację co do Justina. – pokiwał głową. – Nie powinniśmy cię byli odsuwać od niego razem z Oliverem. Teraz to wiem.
- Tak nagle sobie to uświadomiłeś? – przyjrzała mu się uważnie, szukając oznak jakiegokolwiek kłamstwa.
- Nie, no co ty. – parsknął. – Na korytarzu usłyszałem jak Chester, ten debil cię wyzywa. Nie chciałabyś wiedzieć jak, niech no ja jeszcze raz go zobaczę to mu tak…
- Daniel, opamiętaj się. – upomniała go.
- Ah, tak. – potrząsnął głową, wracając do punktu wyjścia. – No więc ten dupek cię wyzywał przed Justinem, a on go za to opieprzył i się na niego rzucił z pięściami. To ja do niego dołączyłem. Wiesz, porządny chłopak, że się za tobą wstawił. Nie zrobiłby czegoś takiego, gdybyś go nie zmieniła. No i ten no.. jakby dostałem zawieszenie na miesiąc. Justin też.
- ŻE CO?! NA MIESIĄC? – krzyknęła Skai, po czym wzięła poduszkę i zaczęła nią uderzać w Daniela. – Musiałeś, po prostu musiałeś się wtrącić w tą bójkę i …. – nagle przestała. – Zaraz. On naprawdę się za mną wstawił? – dopiero wtedy do niej dotarło jak słodko Justin postąpił, co było odrobinę niezrozumiałe skoro kazał jej odejść.
- No przecież ci powiedziałem. A teraaaz… - chłopak chwycił drugą poduszkę i zaczął nią pocierać o głowę siostry, aż jej się włosy naelektryzowały, przyczepiając do materiału.
- Przestań! – pisnęła, uderzając go ponownie poduszką.
„Bili się” tak przez chwilę dopóki ich ręce nie opadły ze zmęczenia. Cali promienieli ze szczęścia, poczuli tak jak kilka lat temu, kiedy ich rodzice jeszcze żyli i beztrosko mogli robić głupie rzeczy.
Daniel wyciągnął przed siebie ręce, a Skai schowała się w jego ramionach, opierając czoło o klatkę piersiową. Cieszyła się, że odzyskała czwartego brata i stanął po jej stronie. Trochę szkoda, iż tak późno ale lepiej teraz niż w ogóle. Brakowało tylko Olivera, tego najważniejszego. Skai najbardziej zależało aby to właśnie on polubił Justina.
On jednak stał oparty o framugę drzwi, obserwując dwójkę młodszego rodzeństwa i czuł, że zaczyna mięknąć. Cała jego złość na siostrę powoli zaczynała zanikać, chciał do nich podejść, przytulić, zrobić tak jak zrobił to Daniel, jednak duma mu nie pozwalała. Odwrócił się szybko, aby nie mogli go zauważyć, po czym poszedł do swojego pokoju, zamykając się na zamek. Puścił z wieży głośną muzykę, aby ta zagłuszyła jego myśli.
Następnego dnia wieczorem miało odbyć się przedstawienie bliźniaków Johnson, więc od rana Ben i Sam nie mogli usiedzieć w miejscu. Biegali po kuchni, przekrzykując siebie, przy tym denerwując Skai na wszelkie możliwe sposoby.
- Uspokójcie się w końcu! – upomniała ich, kiedy Ben ją potrącił, podczas układania talerzy na stole rano. Prawie kilka z nich upuściła, gdyby w porę nie odzyskała równowagi. Rozumiała ich stres, ale to nie daje im prawa do takiego zachowania.
Kiedy Oliver wszedł, wszyscy nagle ucichli. Nie chcieli go prowokować, ponieważ był on jak surowy ojciec i czasami mógł przerażać, zwłaszcza teraz, gdy był wściekły na Skai oraz resztę rodzeństwa, gdyż wzięli jej stronę. Wziął jedną kanapkę z talerza, po czym wyszedł.
Zachowanie brata bardzo bolało dziewczynę, gdyż bardzo jej na nim zależało. To on zawsze się nią opiekował jak była mała, wspierał po śmierci rodziców, chronił i był dla niej najlepszym przyjacielem. Co takiego się zmieniło? Czy przez Justina się taki zrobił? Skai nie chciała nawet tak myśleć, to bolało.
- Ale przyjdziecie na nasze przedstawienie, prawda? – Sam spojrzał z nadzieją na starszą siostrę.
- No jasne! Nie wyobrażam sobie, nie iść. – odpowiedziała mu, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Z Oliverem? – dodał Ben.
- Tak. – skinęła głową. – Ale nie przejmujcie się nami. – dodała pośpiesznie, widząc jak bliźniakom zrzedły miny. - Będziemy was w zupełności wspierać, wszyscy chcemy was zobaczyć na scenie. Oliver też. Bardzo mu na was zależy.
- Dlaczego jesteś dla niego taka miła, po tym co on wyprawia? – spytał ją James, siadając przy stoliku.
- No wiesz, to mój brat. Jasne, że mnie nie raz wkurza, mam ochotę na niego nawrzeszczeć, uderzyć i tak dalej, ale potem.. potem przychodzi taki moment, że po prostu chcę się do niego przytulić. Bo to mój brat i kocham go. Opiekował się mną od dziecka. Nie mogę tego tak po prostu zignorować.
- Zachowuje się jak dupek, nie zasługuje na taką dobrą siostrę. – wtrącił Daniel, wchodząc do kuchni.
- Oj chłopaki, przestańcie. – Skai wywróciła oczami. – Dzisiaj jest dzień Sama i Bena, skupmy się na nich, dobrze?
Justin obudził się z mętlikiem w głowie. Emocje z zeszłego wieczoru nieco złagodniały, ale dalej pamiętał o „ojcu”, dla którego był pomyłką. Myśląc o wszystkim, czego dotychczas doświadczył, czuł jakby chciał zasnąć i się już nigdy nie obudzić. To wszystko go męczyło, było zbyt dużym ciężarem jak na siedemnastolatka. Samobójstwo April, rozbita rodzina, brak ojca, matka ma go w dupie, dowiedzenie się, że Jazmyn nie jest jego siostrą… Justin aż cały krzyczał z emocji!
Wstał i zakrył twarz dłońmi, głośno oddychając aby się uspokoić. Nie mógł dopuścić, aby uronić chociażby jedną łzę. Nie chciał być słaby, chciał być silny, pokazać wszystkim, że daje sobie radę, kiedy wewnątrz rozpadał się na kawałki.
- Justin? – Pattie stanęła w drzwiach pokoju.
Szatyn nie spojrzał na nią, tylko zaczął się przebierać, jak gdyby nigdy nic. Ignorował matkę, traktował jak powietrze, dalej był na nią zły za to co zrobiła. Miał ochotę jej wykrzyczeć wszystko prosto w twarz tak jak postąpił z Wilsonem, ale nie mógł. Nie mógł spojrzeć jej w oczy i wybuchnąć gniewem, bo mimo wszystko kochał Pattie, a tęczówki kobiety, sprawiają, że miękł, dlatego zawsze podczas kłótni unikał jej wzroku.
- Justin proszę cię. Porozmawiaj ze mną. – powiedziała niemal błagalnie do swojego syna. Jego obojętność bolała ją najbardziej, nie krzyk, nie wrzaski tylko pusta cisza. – Justin…
Wyminął ją bez słowa i zbiegł po schodach, aby dotrzeć do kuchni. Tam zjadł szybkie śniadanie, na które składały się płatki z mlekiem. Ciągle myślał, czy iść na to przedstawienie do podstawówki. Nie mógł zawieść Jazmyn, wiedział, że chciała aby się pojawił. Jednak, czy on powinien jej mówić, iż nie jest jej bratem? Nie mógł. Te słowa nie przeszłyby mu przez gardło.
Założył adidasy i bluzę dresową, natomiast szyję owinął szalikiem, po czym wyszedł z domu aby pobiegać. Dawno tego nie robił, gdyż zwyczajnie albo nie miał czasu bądź nie miał na to ochoty. Dzięki bieganiu miał czas pomyśleć nad różnymi sprawami oraz jednocześnie pozbyć się negatywnych emocji.
Wrócił do domu z postanowieniem, że pójdzie na to przedstawienie. Co z tego, że Jazmyn nie była jego biologiczną siostrą? Kochał ją jak swoją własną i to się liczyło. Nie mógł pozwolić kolejnej, ważnej osobie dla niego odejść, nie zniósłby tego.
Skai w czasie przerwy na lunch, udała się do dyrektora z zamiarem złagodzenia kary zarówno Justina jak i Daniela. Była mocno tym zdenerwowana, chociaż propozycja jaką wymyśliła, brzmiała sprawiedliwie to jednak zawsze pozostawały te drobne wątpliwości.
- Ee.. dzień dobry. – przywitała się, kiedy weszła do środka gabinetu.
- Oh, Skai. Miło cię widzieć. – uśmiechnął się szeroko, zbyt szeroko, aby to mogło być prawdziwe. Dodatkowo zauważyła, że mężczyzna miał podbite oko i lekkie zadrapania na twarzy. – To nic takiego. – powiedział, kiedy przyłapał Skai na gapieniu się. – Słucham cię.
- Bo ja.. przyszłam w sprawie zawieszenia mojego brata i … Justina Biebera. – powiedziała niepewnie. – Chciałabym spytać, czy nie dałoby się zamiast zawieszenia dać im inną karę np. robienia dekoracji do naszej sztuki, bo ich brakuje po lekcjach.
- Hm.. to brzmi interesująco. – zadumał się. – Zgodzę się, ale tylko na Daniela. Justin nie.
- Z całym szacunkiem dyrektorze, ale dlaczego on nie? – dziewczyna zaczerwieniła się z zakłopotania.
- Wierz mi, mam swoje powody. – powiedział, a uśmiech z jego ust momentalnie zniknął.
- Ale Justin będzie mógł przychodzić na próby, tak? Bez niego cała sztuka się nie odbędzie. – Skai desperacko spoglądała ku mężczyźnie.
- Na próby zezwalam, rzecz jasna w imieniu szkoły, ale zawieszony nadal będzie. Postanowione. A twój brat od poniedziałku może zacząć chodzić do szkoły i dopilnuj aby przygotował te wasze dekoracje, czy coś.
- Dobrze. – blondynka skinęła głową. – Do widzenia.
Wciąż nie mogła otrząsnąć się z szoku, jakiego doznała. Dlaczego Daniela potraktował tak łagodnie, a Justina nie? Tak jakby on zrobił coś gorszego i …. Przecież mężczyzna miał podbite oko, zadrapania. Co jeśli one były zadane przez Justina? Nie. Skai nie chciała w to wierzyć, Justin by się nie zdobył na to, zresztą jaki mógłby mieć powód aby zaatakować dyrektora? To brzmiało absurdalnie.
Kiedy całe rodzeństwo wróciło do domu, dziewczyna oznajmiła starszemu bratu, że może chodzić na zajęcia. Ten naburmuszony wymusił uśmiech, chcąc sprawić siostrze przyjemność, ponieważ on tak naprawdę cieszył się, że będzie miał wymówkę aby nie chodzić do tej budy.
- Wiem, że udajesz. – poczochrała go po włosach. – Ale wierz mi, wyjdzie ci to na zdrowie.
Wieczorem już szykowali się do wyjścia. Oczywiście Skai zaprowadziła Sama oraz Bena dwie godziny wcześniej na miejsce, ponieważ mieli jeszcze próbę generalną. Ona natomiast wróciła do domu aby się przebrać. Otworzyła bezradnie swoją szafę i jęknęła. Nie miała ani jednej sukienki, aby ubrać ją na taką okazję, a było już za późno, żeby iść do sklepu.
Pozostało jej jedno wyjście, chociaż niechętnie na to przystała. Zeszła po schodach do piwnicy i zaczęła przeglądać różne kartony, w poszukiwaniu tego jednego, odpowiedniego. W końcu zobaczyła największe pudło, podpisane „Mariah Johnson”. Zastygła oniemiała. Nie wiedziała, czy powinna otworzyć ten karton. Powoli podeszła do niego i chwyciła w drżące dłonie. Do jej oczu napłynęły łzy, ponieważ odczuła gwałtowną tęsknotę za matką. Te wszystkie emocje, które udało jej się uspokoić, złagodzić przez te lata, teraz nie miały już znaczenia, bo wszystko wróciło. Na nowo czuła ból, kiedy dowiedziała się o śmierci obydwojgu rodziców.
Tęskniła za mamą. Wyobrażała sobie, że jest tu teraz z nią i pomaga jej w wyborze sukienki na tą uroczystość. Skai narzekałaby, że nie lubi ubierać się tak jak inne dziewczyny, jednak kobieta swoim ciepłym uśmiechem powiedziałaby iż jest piękna zarówno piękna w sukience jak w normalnych ubraniach, przez co Skai założyłaby jakąkolwiek kreację, byleby podobała się matce.
- Hej, ubrałaś się już? Bo powinniśmy już… - James urwał w połowie zdania. – Co jest?
Skai potrząsnęła głową, zaciskając z całej siły usta. Starała się powstrzymać napływające łzy oraz drżenie warg, jednak to było poza jej kontrolą. James uklęknął przy siostrze, która oparła się o jego klatkę piersiową i załkała żałośnie.
- Tak bardzo za nimi tęsknię James. – wyszeptała.
- Już dobrze. – chłopak głaskał dziewczynę po włosach.
Czuł się dziwnie, bardziej dojrzale, ponieważ to on musiał być tym, w którym starsza siostra może mieć oparcie. Na początku był z tego dumny, czuł się jak prawdziwy mężczyzna, był potrzebny, ale z każdą wylaną łzą przez Skai, miękł. Nie zdawał sobie sprawy, jaki ciężar musiała dźwigać jego siostra przez cały ten czas, kiedy podnosiła wszystkich na duchu, mimo iż sama wewnątrz cierpiała.
- Prze-praszam. – chlipnęła, odsuwając się od Jamesa. Wytarła oczy i pociągnęła kilka razy nosem. – Po prostu czasem tak mam. Zaraz do was przyjdę. – zaśmiała się przez łzy.
- Jeśli potrzebujesz czasu…
- Nie. – przerwała mu. – Zaraz przyjdę.
Od autorki: Dobra, wiem że miał być rozdział do piątku, ale totalnie nie miałam czasu i wiem, zakończenie jest do dupy, nie wiedziałam jak skończyć rozdział, bo mam plan na kolejny, a ten no.. trochę schrzaniłam :( Nie wiem kiedy będzie następny postaram się dodać w weekend, ale nie obiecuje :(
Rozdział jest genialny jak zwykle zresztą :) Głupi ten dyrektor. Sam sobie zawinił. Justin był zły i miał do tego pełne prawo. Ciekawe co sie bedzie dalej działo. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy mój komentarz się doda, bo piszę na telefonie, ale mam taką nadzieję, jak nie to jutro dodam na komputerze.
OdpowiedzUsuńNa początku chciałan ci piwiedzieć, że już od kilku dni czatuję na ten rozdział, aż tu nagle patrzę i jest. Popłakałan się,ale podczas czytania twoich rozdziałów to normale. To takie piękne że Skai jest tak bardzo zżyta ze swoimi braćmi, ale nie rozumiem dlaczego Olivier zachowuje się jak dupek. Daniel zrozumiał, że Justin nie jest zły i w końcu przestał trajtować Skai jak popychadło. Mam nadzieję, że coś fajnego wydarzy się na tym przedstawieniu i już się nie mogę doczekać kiedy przeczytam nowy rozdział. Oczywiście nie musisz się spueszyć, bo najważniejsze, żebyś ty czuła że mas wenę i rozdział ci się podoba. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Cudowny kochanie:)
OdpowiedzUsuńBoski <3333 ily
OdpowiedzUsuńKooooooooooocham*-*
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;D
jeśli lubisz fanfiction o justinie to zapraszam do mnie na http://need-your-touch.blogspot.com/ oraz na http://forever-indestructible.blogspot.com/ ♥
OdpowiedzUsuń