Justin ubrany w czarny,
elegancki garnitur, który zakładał jedynie na jakieś uroczyste okazje, jak
pogrzeby, zakończenie i rozpoczęcie roku szkolnego, właśnie wszedł do auli,
gdzie miało odbyć się przedstawienie. Było już w niej sporo osób, większość
rodziców, czasami zdarzało się, że byli też i dziadkowie. Jednak jego oczy
szukały nieświadomie tej jednej osoby, a serce zastanawiało się, czy będzie mu
dane poczuć znajome ciepło jak zawsze.
- Justin! – usłyszał pisk Jazmyn, która biegła do niego z
rozprostowanymi ramionami, uśmiechnięta od ucha do ucha.
Ta dziewczynka miała w sobie tyle energii, pozytywnego
myślenia, jakiego nie spotkał u nikogo innego. Zarażała tym innym, co było jej
największą cechą. Chłopak zapomniał o wszystkim, ponieważ chwycił siostrzyczkę
w ręce i uniósł do góry. Jazmyn zapiszczała z wrażenia.
- Jak tam księżniczko? Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę
tam na scenie. Pokaż wszystkim kto jest najlepszy. – zachęcił ją.
- Ale boję się, że pomylę kroki… - posmutniała nagle.
- Hej, hej! – poczochrał ją po włosach. – Jesteś moją
siostrą, a skoro ja potrafię tańczyć to ty też. Nie ma bata. – zaśmiał się,
chociaż wewnątrz przeklinał siebie. Nienawidził kłamać, zwłaszcza taką małą
istotkę.
- No dobrze nooo… O! Mama i tata! – zawołała podekscytowana.
Justin od razu odwrócił się, aby zobaczyć
gdzie są, gdzie jest Jeremy…. Nie widział go ponad pół roku, co nie zmienia
faktu, że przestał być na niego zły. Brunet wypuścił Jazmyn ze swoich ramion,
aby ta mogła pobiec do rodziców. Pierwsza chwyciła ją Erica, jej matka, a
ojciec spojrzał na Justina.
-
Cześć. – powiedział, podchodząc bliżej.
- Hej. –
Justin odpowiedział tym samym. Sam nie mógł uwierzyć, że był taki spokojny.
Spoglądał na Jeremy’ego i jakby wszystko w nim pękło. Nie był już zły, ale…
tęsknił za ojcem, mimo iż nie był jego biologicznym i właściwie prawie nie
zachowywał się jak tata, skoro nigdy nie było go w domu.
-
Przykro mi. – powiedział. – Ja..
-
Przykro ci, że się dowiedziałem? – przerwał mu, czując jak wspomnienie o
dyrektorze powracają.
- Nie. –
potrząsnął głową. – Przykro mi, że nie poświęciłem ci tyle czasu ile
powinienem.
Justin
zamarł. Nie mógł wykrztusić z siebie, ani jednego słowa. Nie spodziewał się
tego po Jeremy’m. Owszem, obydwaj rzadko ze sobą rozmawiali w ciągu ostatnich
lat.. Jednak mimo wszystko, Justin myślał, że Jeremy miał go gdzieś, a teraz? Dlaczego
teraz nagle zmienił zdanie?
Jazmyn w tym czasie, chciała podejść do ojca,
jednak Erica ją powstrzymała i poleciła, aby poszła za kulisy się przygotować. Tak
też zrobiła.
-
Drodzy państwo! – na scenę, przed kurtynę weszła kobieta w średnim wieku, o
krótkich, rudych włosach. Reżyserka przedstawienia. – Dziękujemy, za tak liczne
przybycie, liczymy, że…
-
Justin, możemy porozmawiać po przedstawieniu? – Jeremy spojrzał na szatyna
uważnie.
-
Jasne. – odpowiedział, nie do końca przemyślając swoją decyzję.
Odszukał
wolne miejsce obok staruszki, która zapewne przyszła dla swoich wnucząt. Czuł
się trochę nieswojo w obcym towarzystwie, ale kiedy zobaczył Skai, siedzącą
dosłownie rząd za nim, kilka krzeseł w bok od niego, był spokojniejszy. Zwłaszcza,
że go nie zauważyła nawet, natomiast Daniel tak. Posłał mu lekki uśmieszek pod
nosem, co odwzajemnił, po czym wbił wzrok w scenę.
Oglądał
całe przedstawienie, skupiony jak nigdy. Był taki dumny z Jazmyn, uśmiechał się
za każdym razem, kiedy dziewczynka mówiła swoją kwestię, bądź tańczyła z Benem.
Na zakończenie wstał jako pierwszy, głośno bijąc brawo, aż przyciągnął uwagę
całej auli, ale mało go to obchodziło.
-
Byliście fantastyczni! – pisnęła Skai, podchodząc do bliźniaków, po czym
uściskała ich obydwojgu. – Naprawdę! Jestem z was taka dumna!
-
Siostra, weź puść. – jęknął Ben, próbując wyrwać się spod uścisku Skai.
-
Jeszcze będziesz za tym tęsknił. – powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.
Zapanowała
niezręczna cisza, ze względu na obecność Olivera. Dziewczyna bała się odezwać,
aby najstarszy z braci nie wybuchł nagle gniewem, zwłaszcza, że miała na sobie
sukienkę matki. Była ona cała biała, idealnie dopasowana na górze, a od tułowia
po połowę ud rozproszona na boki. Z tyłu, w plecach dodatkowo było wycięte wielkie
serce. Włosy Skai zostawiła rozpuszczone, lekko skręcone przy końcówkach, a
lecące kosmyki do oczu spięła białą wsuwką na bok.
-
Wiecie co? – zawołał nagle Daniel. – Ja muszę iść z Benem i Samem do tej rudej,
bo coś chciała od nich. James, przyłączysz się? – zanim Skai zdążyła
zorientować co się stało, oni już zniknęli z pola widzenia, zostawiając ją z
Oliverem, który właśnie zamierzał odejść.
- Hej,
zaczekaj. – wyszeptała, chwytając go za łokieć. – Oliver, możemy pogadać?
-
Słucham? – spojrzał na nią surowo.
-
Dlaczego jesteś na mnie zły?
-
Dlaczego jestem na ciebie zły? Chyba sobie ze mnie kpisz.- prychnął ironicznie.
– Zdradziłaś nas. Przez cały czas byłaś z tym dupkiem, włóczyłaś się za
rozpieszczonym bachorem a nas zostawiłaś! On na pewno zrobił ci coś okropnego,
a ty jak potulne zwierzę się na to godzisz!
- Rany,
za kogo ty mnie masz? Myślisz, że nie potrafię postawić na swoim? Otóż, mylisz
się. Nawet go nie znasz!
- A
może ty tak? Znasz każdą jego tajemnicę, przeszłość, plany na przyszłość? –
atakował siostrę. – Tak jak myślałem. – stwierdził, widząc zszokowaną minę
blondynki.
-
Oliver, jak mogłeś?! – krzyknęła, kiedy ten już zaczął odchodzić. Na słowa Skai
znieruchomiał. – Jak mogłeś pozwolić aby Justin stanął między nami, zburzył
naszą więź? Jesteś moim bratem! Opiekowałeś się mną od dziecka, a teraz tak po
prostu masz mnie gdzieś, w ogóle cię nie obchodzę. Ranisz mnie! Słyszysz? Ranisz..
– w oczach miała łzy, a jej dolna warga zaczęła drżeć.
- Hej,
hej. Mała, nie płacz. – Oliver podszedł do siostry i mocno ją przytulił do
siebie. Mimo tego, jak bardzo był na nią łzy, widok płaczącej siostry łamał mu
serce. Nienawidził tego, że płakała, nienawidził siebie za to, że ją do tego
doprowadził. – Przepraszam no. Przepraszam, tylko nie płacz.
-
Proszę, nie bądź już na mnie zły. – pociągnęła nosem, kiedy odsunęła się od
brata.
- Nie
będę, obiecuję. – uśmiechnął się, tym razem szczerze i wytarł łzy na policzkach
Skai.
- Więc…
- zaczął Justin, przechadzając się po boisku do koszykówki umieszczonym przed
podstawówką, z dłońmi schowanymi w kieszeniach.
- Co
tam u ciebie? – Jeremy był również lekko onieśmielony tą rozmową, ponieważ przez
dłuższy czas nie miał kontaktu z szatynem i nie umiał z nim rozmawiać, nawet
nie wiedział o czym.
- Do
dupy, a u ciebie? – zmarszczył czoło.
- Co
jest?
-
Myślisz, że ci powiem? – chłopak zirytował się. – Po tak długim czasie nie
odzywania się, uważasz, że nagle mógłbyś być moim przyjacielem?
-
Racja. Popełniłem błąd, przeprosiłem cię już. Naprawdę nie wiem co jeszcze
powinienem zrobić… - westchnął.
-
Pomyśl…. Tato. – powiedział. Jeremy drgnął na dźwięk ostatniego słowa i
spojrzał na Justina. – Gdzie byłeś?
- Co? –
mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany.
- Gdzie
byłeś, kiedy potrzebowałem ojca? Gdzie do cholery byłeś kiedy umarła April? Nie
było cię. Przecież dla ciebie dom to był hotel, do którego wpadałeś kilka razy
na rok. Przyjeżdżałeś, żeby mnie opieprzyć za złe oceny, zachowanie i znowu
jechałeś gdzieś. Upadłem na dno PRZEZ CIEBIE. – w Justinie aż wszystko się
gotowało.
- No
tak. – mruknął Jeremy, nie bardzo wiedząc co na to odpowiedzieć. Schował dłonie
do kieszeni, tak jak zawsze robił Justin. – Zasługuję na tytuł Najgorszego Ojca
Roku, co nie? – zaśmiał się pusto. – Wiem, pewnie nie chcesz mieć już ze mną
nic do czynienia. Naprawdę to rozumiem. – powiedział mężczyzna, a jego oczy aż
biły smutkiem.
- To
dobrze. – pokiwał głową Justin, zaciskając mocno zęby.
- Więc…
odejdę z twojego życia, skoro tego sobie życzysz. – ciągnął dalej. – Ale wiedz,
że jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował, to ja jestem tu. Zostaję na
stałe i nigdzie nie wyjeżdżam.
-
Trochę na to za późno, co?
- Nigdy
nie jest za późno Justin. Nigdy. – po tych słowach Jeremy odwrócił się i
podszedł do Erici, która na rękach trzymała Jazmyn.
Szatyn
z mętlikiem w głowie zaczął iść przed siebie kawałek, aż dotarł do szkolnego
placu zabaw. Usiadł na huśtawce, kołysząc się lekko w przód i tył. Z jednej
strony, czuł jakby właśnie zakończył jakiś rozdział w swoim życiu oraz zaczął
nowy, od początku. Jednak wciąż myślał o Jeremy’m. Chyba część Justina po
prostu nie mogła przyjąć do siebie tego, że stracił dwóch ojców, ma tylko
matkę, która pewnie też się od niego odwróci, po tym jak ją traktuje.
-
Cześć. – usłyszał znajomy głos, przez który automatycznie głowa podniosła mu
się do góry.
Ujrzał
Skai. Uśmiechniętą Skai, co ostatnim czasem nie zdarzało się zbyt często. Jego
kąciki ust automatycznie drgnęły ku górze. Wyglądała tak pięknie… Z bliska mógł
się jej przyjrzeć bardziej uważnie i dostrzegł błękitne, błyszczące się
tęczówki, które aż promieniowały, a uśmiech… Jej uśmiech, sprawiał, że
pojawiało się to znajome uczucie w brzuchu.
- No
cześć. – odpowiedział jej uśmiechnięty. Wszystkie wcześniejsze myśli, magicznie
znikały, kiedy pojawiła się Skai.
-
Można? – wskazała na drugą huśtawkę. Szatyn kiwnął głową, przez cały czas
bacznie ją obserwując. – Jestem brudna, czy coś? – zmieszała się, zauważając
spojrzenie Justina.
- Nie,
nie. – zaprzeczył od razu. – Wyglądasz pięknie. – powiedział absolutnie
urzeczony wyglądem blondynki.
Skai,
aż zaniemówiła z wrażenia. Kompletnie się tego nie spodziewała. Kiedy już
dotarło do niej, co usłyszała, jej policzki mocno przybrały czerwieni.
-
Dziękuję. – wyszeptała speszona i poprawiła łańcuszek, na którym zawieszone
było serduszko. – Ty też niczego sobie.
- Znowu
się rumienisz mała. – zachichotał.
- Mała?
Już nie sierotka? – parsknęła nerwowym śmiechem.
- Nie.
Nigdy więcej. – posłał jej lekki uśmiech.
- Co
się takiego stało, że przestałeś mnie już tak traktować? – Skai nie kryła
zdziwienia.
-
Powiedziałem ci, żebyś odeszła. A ty nadal tu jesteś. – powiedział zadowolony,
po czym chwycił dłoń blondynki i splótł ze swoją. Czuł jak dziewczynę przeszywa
lekki dreszcz pod wpływem jego dotyku, co jeszcze bardziej uszczęśliwiło szatyna.
- Nie
mogę cię zostawić tak po prostu. – wbiła wzrok w ziemię speszona.
-
Dlaczego? – zadał jedno proste pytanie, a mimo tego blondynka chwilę zmagała
się z odpowiedzią.
- Bo mi
na tobie zależy. – wyszeptała cicho, mając nadzieję, że chłopak nie usłyszy
wszystkiego.
-
Podziwiam cię. – odpowiedział jej na to. – Ja bym tak nie mógł, gdyby ktoś
ciągle mnie odpychał, gnębił, a ja jeszcze bym mu pomagał.
- No
widzisz, a ja tak. – uśmiechnęła się.
- Wciąż
nie mogę zrozumieć dlaczego to zrobiłaś. Zgodziłaś się zostać moją „niańką”. –
potrząsnął głową.
-
Wiesz, na początku chciałam cię zmienić, aby moi bracia przestali być ciągle
wplątywani w bójki, wysyłani do dyrektora, żeby zabijać nienawiść miłością.
Usłyszałam to zdanie raz w kościele i od razu pomyślałam o tobie. – przegryzła wargę.
– A teraz.. Teraz gdy cię poznałam, obserwowałam przez cały ten czas,
zauważyłam, że ty niemal krzyczysz o pomoc, ale nikt cię nie słysza…
- Ale
ty tak. – przerwał jej.
- Tak. –
skinęła głową. – I czuję że coś ukrywasz.
-
Ukrywam?
- Tak.
Jesteś pełen tajemnic Justin. – powiedziała, spoglądają na niego.
- Ty
również. – odpowiedział.
- Ja? –
parsknęła śmiechem. – Ja nic nie ukrywam. – rozłożyła ręce szeroko
- No ja
nie byłbym tego taki pewien. – zaśmiał się. – Zawsze mnie zaskakujesz. Nigdy
nie wiem czego się po tobie spodziewać. Do tak niedawna bałaś się Ryana.. Nie,
nie przerywaj mi! – dodał szybko, widząc, że Skai otwiera usta aby przerwać. –
A teraz rozmawiasz z nim jakby nigdy nic. Czyż nie? – wyszczerzył zęby w
uśmiechu. – Gdzie tu logika, Skai?
Dziewczyna
westchnęła cicho, kiedy powiedział jej imię. To było takie cudowne, czuła się
wyjątkowo.
- Moja
mama… nauczyła mnie, żeby nie zwracać uwagi na to, jaki ktoś jest, nie oceniać
po charakterze, a po czynach. Tego się trzymam.
-
Słuchaj, przykro mi z powodu twoich rodziców. – powiedział, ponownie łapiąc ją
za rękę i lekko ściskając. – Każdy kiedyś musi stracić ważną dla siebie osobę,
przeżyć ten ból i …
-
Justin, wszystko w porządku? – zaniepokoiła się blondynka. Wstała z huśtawki i
kucnęła przy szatynie. – Co się stało? – zaryzykowała dotknięciem opuszkiem
palca jego policzka.
- Nic
takiego. Przypomniałem sobie coś… kogoś. – spojrzał smutno na Skai. – Straciłem
dwa lata temu pewną osobę już na zawsze i nie mogę nic na to poradzić…
-
Zawsze jest szansa, że…
- Ona nie
żyje Skai. – przerwał, zanim zdążyła dokończyć zdanie. Blondynka zamilkła.
Opowiedział
jej wszystko, całą ich historię, chorobę dziewczyny. Nawet to, że teraz
wszędzie widzi April, wspomnienia o niej go przytłaczają, słyszy głos
dziewczyny. Strasznie za nią tęskni momentami, ale później nienawidzi tego, że
ona ciągle jest w jego głowie.
-
Musisz dać jej odejść Justin. Pożegnać się. – powiedziała, kiedy szatyn
oznajmił dziewczynie, że nie dał rady być na pogrzebie April, po prostu by tego
nie zniósł psychicznie. – Ona na pewno cię kochała, tylko choroba sprawiła, że
nie było tego widać. Wierz mi, pewnie teraz obserwuje cię i chce, abyś był
szczęśliwy.
- Łatwo
powiedzieć. – mruknął.
- A jak
myślisz, jak sobie poradziłam ze stratą rodziców? Rodziców, Justin!
-
Przynajmniej masz po nich miłe wspomnienia, wiesz, że cię kochali, martwili o
ciebie i tak dalej… - mruknął pod nosem.
-
Pattie też się o ciebie martwi, właśnie dlatego mnie wynajęła. – oznajmiła. –
Jesteś dla niej bardzo ważny.
- Tak
ważny, że „zapomniała” mi powiedzieć prawdy o moim ojcu, którym wcale nie jest
Jeremy. – zezłościł się.
- Jak
to? – zaskoczona, nie wiedziała co innego powiedzieć.
- Nie
jest biologicznym ojcem, a dodatkowo nie zachowywał się jak przybrany ojciec. A
ten prawdziwy, żałuje, że się urodziłem.
- Na
pewno nie…
- Skai.
On powiedział mi to prosto w twarz. – przerwał jej.
- Oh
Justin. – westchnęła. – Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?
- Tak.
Właściwie to jest. – uśmiechnął się lekko, po czym pociągnął dziewczynę za ręce
do siebie, tak aby usiadła przodem do niego na kolanach Justina. Zachichotała,
wtulając nos w jego szyję, która swoją drogą pachniała męskimi perfumami.
Pachniała Justinem. – Cieszę się, że jesteś. – wyszeptał, chowając ją w swoich
ramionach.
Jeremy
przyglądał się szatynowi, ukryty za drzewami z uśmiechem na ustach. Cieszył
się, że chociaż Justin nie był jego prawdziwym synem, to on za takiego go
uważał. Żałował, iż wcześniej tego nie dostrzegał, ale nie mógł poradzić na to,
że był szczęśliwy, widząc uśmiech syna.
Od autorki: Na razie mam wenę i jak widzicie ją wykorzystuję, pisząc ten rozdział w 2 dni (wow ;o ). Rozdział dedykuję kochanej Ani z bloga http://game-on-baby.blogspot.com/ . Kocham was wszystkich <3
Awww Justin i Skai!!! Kocham ich! Tak totalnie, nieskończenie i na zabój. Są tak mega słodcy! Jak dobrze, że ona się tak szybko nie poddaje i nie ma zamiaru poddać. Mam nadzieję, że szybko nastąpi ich pocałunek. Taki prawdziwy, najprawdziwszy. Tak w ogóle to jestem Jai (Justin+Skai) shipper numer jeden! Hahaha miejsce zaklepane nieodwracalnie. W ogóle mam nadzieję, że Justin wybaczy Pattie i Jeremiemu i zrozumie, że tak naprawdę bardzo im na nim zależy. No i Skai się pogodziła z Oliverem! Iiiipppp! Trochę tak wymuszone to było, bo on jej wybaczył dopiero jak się rozpłakała. No ale zawsze. Sądzę, że Ryan i Skai powinni się do siebie zbliżyć. Wydaje mi się, że będą świetnie pasować na przyjaciół <3 No w ogóle rozdział jest mega genialny i chyba twój najlepszy jak na razie. Widać tą wenę. Cieszę się, że wszystko się jakoś układa. I dziękuję za dedykacje. Jesteś kochana <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! <3
O mój Boże... moje uczucia ygsbsbxxknsbudjsbxjjss Czuję się jaknym to ja była na miejscu Skai i to przeżywała fshshsgshbs I za to Cię kocham. Potrafisz tak opisywać uczucia, zdarzenia, że mam wrażenie, jakby to działo się mi samej :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo Cię kocham,
Fragolaa
Boze, na poczatku myslalam, ze Justin wtrąci sie w rozmowe Skai i Olivera i jakos go powstrzyma od tych wszystkich slow, albo ze sie moze pobija. Ale za to ta scena na placu zabaw byla po prostu przepiekna. Na poczatku myslalam, ze on ją odrzuci i znowu kaze spadac, a on po prostu potrzebowal czyjejs bliskosci, a wlasciwie bliskosci Skai. I tak sie slodko przed nia otworzyl, nawet o Aprl opowiedzial. A jeszcze piekniejsze bylo, jak Skai przyznala, ze jej na nim zalezy. Wiadomo, ze Justinowi tez na niej zalezy, tylko jeszcze nie wyrazil tego slowami. A jak poprosil, zeby tak najzwyczajniej w swiecie sie do niego przytulila, to sie normalnie rozplynelam, jakby to mnie przytulil Justi. Cholera, oni sa razem tacy slodcy. Mam nadzieje, ze beda razem. I jestem ciekawa reakcji jej braci, a w szczegolnosci Olivera, kiedy zobaczy, ze jego siostra jest tak blisko z Justinem.
OdpowiedzUsuńWspanialy rozdzial i wspaniala autorka. Kocham Ciebie i Twoje opowiadanie ;**
black-tears-jb.blogspot.com
my-heaven-jb.blogspot.com
Gdzie są moje chusteczki? Nigdy nie mam ich pod ręką, kiedy są mi najbardziej pitrzebne. Jejciu...mam wrażenie, że teraz losy Skai i Justina się ze sobą w końcu połączą i oboje wyjdą na prostą, na tą ostatnią wspólną prostą. Siedzę sobie teraz taka zaryczana i osmarkana (haahahahahah) i jednocześnie mam na ustach dużego banana. Mam nadzieję, że Justin odbuduje swoje relacje z Jeremim i jakoś się to wszystko ułoży. Ogólnie to mam wrażenie, że Justin nie potrafi przyjmować pomocy innych ludzi, że ze wszystkim chce sobie poradzić sam. A przecież od zawsze miał obok siebie ludzi, którym zależało na nim. Dopiero Skai udało mu się w pewnym sensie pomóc i sprowadzić go na dobrą drogę. I to takie piękne. To już któreś z kolei twoje opowiadanie, którego jestem najwierniejszą fanką, a ja nadal nie potrafię zrozumieć jak ty to robisz, że na większości twoich rozdziałów ja płaczę. Nawet jak nie ma nic wzruszającego to ja i tak płaczę. I za to ci dziękuję, za to, że potrafisz wzbudzać takie emocje. Życzę ci jeszcze dużo dużo więcej weny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOmg ta końcówka, tyle szczerości z ich stron, kocham takie momenty*.* rozdział świetny:) i super że 'odzyskałaś' wenę, trzymaj się jej :D much love <3
OdpowiedzUsuńO jejku, ten rozdział jest najcudowniejszy! <3 Justin jest taki kochany, przytulił ją i powiedział, że się cieszy, że jest, po prostu nie wierzę. Tak bardzo się cieszę, że między nimi coś jest i w końcu Justin zmądrzał.
OdpowiedzUsuńBakziwbaanxownsiskdnksjjs, po prostu nie mogę, on też ją 'bardziej lubi', to jest genialne, słodkie, niesamowite! I nie mogę uwierzyć, że to ten sam Justin :) Ciekawe co teraz będzie, co będzie z nimi? Jestem strasznie ciekawa i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Jesteś genialna, zazdroszczę tego, jak piszesz, jak opisujesz uczucia, to jest tak piękne! 💖 Życzę Ci, aby wena z Tobą została, bo tak bardzo chcę już następny ;) Buziaki, i dziękuję za to fanfiction, bo jest najlepsze!!! xx
Uwielbiam to! :)
OdpowiedzUsuńMoi słodcy ♥
Ten rozdział... naprawdę niesamowity!
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co napisać.
Końcówka oczywiście awwwww słodka, cudowna i wszystko inne. Czy to by znaczyło, że opowiadanie zmierza ku końcu?!? Tego akurat nie zniosę!
Komentarz jakiś króciutenki, ale będąc pos wrażeniem rozdziału nie mogę się na niczym skupić xd Życzę weny ;)
Ładnie tu u ciebie :) Zapraszam do mnie http://truskaweczkabloguje.blogspot.com :) Komentarze mile widziane :) Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńNormalnie zaje fajne . Kiedy dodasz następny rozdzial juz sie nie mogę do czekać. Super ci to wyszlo . Masz tylko to jedno opowiadanie ⁉ 😁😂
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 No mam jedno, chociaż zaczęłam kiedyś takie inne, ale na razie muszę się skupić na jednym bo nie wyrabiam. Rozdział możliwe że dodam jutro, bo w weekend jestem zajęta :)
UsuńPojawił się ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY na http://following-liars.blogspot.com/ !!! Serdecznie zapraszam po długiej przerwie ;-) Liczę na Twoją opinię!
OdpowiedzUsuńZapraszam ! jason-nela-love-forever.blogspot.com OPOWIADANIE O JUSTINIE BIEBERZE <3
OdpowiedzUsuń