Skai nie przyszła do szkoły następnego dnia. Kolejnego
również, a przedstawienie zbliżało się wielkimi krokami. Zostały zaledwie trzy
dni. Justin szukał jej na korytarzu, czekał w auli aż pojawi się na próbie,
jednak blondynki nie było. Myślał o tym, aby pójść do domu Johnsonów, lecz był
świadomy tego, że jest tam niemile widziany. Wreszcie posunął się o krok
naprzód.
- Dlaczego Skai nie przychodzi na próby? Przecież za dwa dni
występ. – oświadczył Justin następnego dnia, panny Olsen.
- Zadzwoniła mi, że przyjdzie dzień przed aby dopracować
taniec oraz ruchy Julie. – odpowiedziała mu nauczycielka, maszerując prosto do
kantorka.
- Ale przecież…
- Dosyć panie Bieber. Już i tak za dużo powiedziałam, choć nie
powinnam, gdyż prosiła mnie o dyskrecję. Teraz proszę udać się na lekcję. –
poleciła mu, po czym zniknęła za drzwiami pomieszczenia.
Justin westchnął zrezygnowany. A więc jutro. Jutro nareszcie
ją zobaczy. Szczerze tęsknił za jej widokiem, ciągle jednak miał przed oczami
ich ostatnią kłótnię. Był na przegranej pozycji, sprawił, że Skai go nareszcie
znienawidziła, chociaż dał jej mnóstwo powodów wcześniej, aby przestała się
starać, a jednak dopiero teraz to zrobiła…
Musiał coś zrobić. Nie mógł stać od tak, bezradnie i patrzeć
jak ją traci. Wtem wpadł na genialny pomysł. Zaraz po próbie, właściwie jednej
z ostatnich złapał na korytarzu Violę.
- Hej, cześć. – zawołał do niej.
Dziewczyna nieśmiało spojrzała na niego, nie mogąc uwierzyć,
że to właśnie ten Justin Bieber zwrócił się bezpośrednio do niej. Wcześniej
zapewne nie miał pojęcia, że istnieje. Czuła się taka wyróżniona.
- Cześć. – odpowiedziała.
- Mam prośbę. Przepraszam, że już tak na wstępnie. –
uśmiechnął się do niej nieco zakłopotany.
- Nie ma sprawy. – Viola machnęła ręką. Wszystko jedno jej
było, liczyło się tylko to że Bieber zwrócił na nią uwagę.
- Czy mogłabyś powiedzieć Olson, że twoja koleżanka
zachorowała i nie może wystąpić w przedstawieniu, a Skai musi ją zastąpić?
- Ale jaka koleżanka?
- Wszystko jedno, zmyśl ją. Ona się nie zorientuje, bo dużo
tych statystów jest. Coś wymyślisz, ale proszę… zrobiłabyś to dla mnie? To
bardzo ważne. – posłał jej najmilszy uśmiech na jaki go tylko mogło stać, a
kolana pod dziewczyną ugięły się, widząc go.
- J-jasne. – wyszeptała oniemiała. Do tej pory nie wierzyła
koleżankom, że Justin potrafi tak onieśmielać innych, aż sama poczuła to na własnej
skórze.
- Dzięki wielkie! – rozpromienił się. – Podwieźć cię do
domu?
- Nie trzeba. – zakłopotana nie potrafiła skupić się na
Justinie. – Zostanę jeszcze i …
- Hej Justin! – Ryan stał w drzwiach wyjściowych. – Ruszysz ten
tyłek, czy mam ci pomóc?
- To cześć. – Viola szybko mruknęła pod nosem i uciekła
przeciwnym korytarzem.
- Stary, czy ja jestem taki straszny, że ode mnie laski
uciekają? – Bieber spytał swojego najlepszego kumpla, kiedy już znaleźli się w
samochodzie.
- Onieśmielasz je. – odpowiedział mu.
- Ja? – parsknął. – Akurat!
- Bo ty nie patrzysz głąbie na inne dziewczyny oprócz Skai i
może Julie. – poruszył znacząco brwiami.
- Daj spokój. Ja i Julie? – zaśmiał się. – Niee, nie
wyobrażam sobie tego.
- Nie mów, że ani przez chwilę nie przeszedł ci przez myśl
jej seksowny tyłeczek. – zarechotał Ryan.
- Zamknij się debilu. – odpowiedział mu. – Gdzie cię
odstawić?
- Myślałem, że pójdziemy się napić jak za dawnych czasów, co
? – zaproponował.
- Muszę coś załatwić.
- Ma to związek ze Skai? – uniósł podejrzliwie brwi.
- Może. – mruknął pod nosem. – To gdzie?
Po podwiezieniu Ryana do jego domu, wrócił do swojego.
Usiadł przed laptopem i zaczął poszukiwania uczelni, o której kiedyś opowiadała
mu Skai. Odnalazł numer kobiety, która prowadziła przesłuchania. Wykręcił go,
oczekując rozmowy z bijącym sercem. Nie odebrała za pierwszym razem, jednak się
nie poddawał. W końcu podniosła słuchawkę, po siódmej próbie dodzwonienia się.
- Tak słucham?
- Dzień dobry. Tutaj Justin Bieber. Mam do pani ogromną
prośbę, czy mogłaby pani przyj…
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę młody człowieku, że
jestem bardzo zajęta i nie mam czasu na te wasze gierki. – zabrzmiała bardzo
surowo, jednak szatyn nie zamierzał teraz odpuścić.
- Proszę jednak mnie wysłuchać, ja …
- Do widzenia. Proszę mi już nie przeszkadzać w pracy. – po czym
odłożyła słuchawkę.
Zadzwonił jeszcze kilka razy, jednak kobieta była głucha na
jego telefony. Już niemal opadał z sił, kiedy wpadł na pomysł. Ubrał szybko
kurtkę, zawiązał szalik i wyszedł na zewnątrz. Wsiadł w samochód, po czym
ruszył. Dotarł na miejsce po pół godzinnej jeździe, przez korki, które
utrudniały ruch uliczny. Stanął przed drewnianymi, bogato ozdobionymi drzwiami
i zapukał.
- Cześć. Jest Jeremy? – spytał dziewczynę swojego ojca.
- To ty nie wiesz? – zaniepokojona spojrzała na szatyna.
- Ale o czym? – zmarszczył brwi nic nie rozumiejąc.
- Jeremy jest w szpitalu. – powiedziała. – Myślałam, że ci
powiedział, że.. – urwała, przegryzając lekko wargę.
- Co mu jest?
- Może pojedziemy razem do szpitala? Właśnie się tam
wybierałam z Jazmyn. – oznajmiła.
- Moim autem. – powiedział automatycznie, a następnie
kobieta zawołała córkę i wsiedli w ciszy do samochodu.
Skai siedziała na kanapie w salonie, owinięta kokonem z
koca, a w ręce trzymała kubek z ciepłym kakao i oglądała jakiś film, sama nie
wiedziała jaki. Całe pomieszczenie spowijała ciemność, ponieważ żaluzje na
oknach były zasunięte, idealnie odzwierciedlało to nastrój blondynki. Bracia z
bólem serca, obserwowali jak stan siostry się pogarsza. Wieczorem płakała cicho
w kącie, starając się, aby nikt jej nie usłyszał, a w dzień oglądała dołujące
filmy, nie odzywał się do nikogo sama z siebie. Czasami odpowiadała krótko „tak”
lub „nie”. Nic poza tym.
- Skai. Telefon do ciebie. – oderwała wzrok wbity w ekran
telewizora na Daniela. Czyżby to Justin nareszcie zadzwonił do niej?
- Kto to?
- Nieznany numer. – nadzieja ją opuściła. Posmutniała,
ponieważ Justinowi widocznie nie zależało aż tak, aby do niej dzwonił chociażby
przeprosić. Ale nie, jemu wcale nie jest przykro z tego powodu.
- Halo? – odezwała się.
- Witaj Skai, jak się miewasz? – to była pani Olsen ze
szkoły.
- Dzień dobry, nienajlepiej. Pani ma jakąś do mnie sprawę?
- Oh tak, tak. Posłuchaj, brakuje nam jednej osoby do
przedstawienia. Niestety się pochorowała, nie ma kto jej zastąpić. Zastanawiam
się… skoro już za dwa dni występ, a ty znasz wszystkie choreografie, to może
mogłabyś wystąpić zamiast niej? Ja wiem, że ci ciężko, ale jednak ta postać
jest ważna. Sama rozumiesz. Nie będziesz musiała dużo mówić ani robić,
obiecuję. Tylko się zgódź!
- J-Ja… - dziewczyna słuchała monologu pani Olsen zaskoczona
i nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. – No dobrze. – zgodziła się, w końcu
tyle się obie napracowały, że byłoby głupio aby przez jedną osobę sztuka
mogłaby nie wypalić.
- To wspaniale! – krzyknęła entuzjastycznie. – Jutro generalna
próba. Zaczyna się o 11 w auli. Dasz radę?
- Przyjdę. –
zapewniła ją. – Do widzenia.
Rozłączyła się. Kiedy podniosła głowę zobaczyła, że Daniel
oraz James bacznie ją obserwowali.
- Muszę iść. – oświadczyła.
- Gdzie? – spytał Oliver, wchodząc do środka.
- W pewne miejsce. Muszę poćwiczyć, wrócić do formy.
- Podwieźć cię? – zaproponował najstarszy z braci.
- Nie trzeba, przejdę się. – powiedziała.
Czuła napięcie, unoszące się w powietrzu, dlatego też
wróciła do swojego pokoju. Tam wyciągnęła nowe ubrania, gdyż w obecnych kisiła
się cały dzień i czuła, że niezbyt dobrze pachniała. Włożyła dresy, a następnie
ściągnęła koszulkę. Nie przejęła się gdy Daniel wszedł do środka, tylko
podeszła do szafy i włożyła czysty T-shirt.
- Idziesz ćwiczyć? – spytał ją.
- Tak. – skinęła głową.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? – zaskoczył ją tym
pytaniem. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie potrzebuję pomocy. – odparła. – Daję radę.
- Jasne. – parsknął. – Słuchaj siostra, nie wiem o co wam
poszło z Bieberem, ale widać, że jemu zależy.
- Proszę skończ. Nie chcę słyszeć jego nazwiska już nigdy
więcej. – każda wzmianka o nim, bolała ją wewnętrznie.
- Jak wolisz, ale wierz mi, zmienisz zdanie jeszcze.
- Dlaczego tak nagle go bronisz?! Nie widzisz, że to ja
cierpię a nie on? On się nawet nie przejął! – zawołała, a w jej oczach można
było dostrzec łzy.
- Próbuję cię pocieszyć. – mruknął. – Skai jesteś silna,
poznałaś dobrze Justina, wiesz jaki jest naprawdę a teraz w to zwątpiłaś. Tyle
razy nam mówiłaś że dobry z niego chłopak, wrażliwy i tak dalej..
- Myślałam, że wiem, ale widocznie się myliłam.
- Posłuchaj siebie! – teraz Daniel nie wytrzymał. – Wmawiasz
sobie najgorsze rzeczy, ponieważ chcesz sama sobie zadać ból. Cierpisz po
stracie rodziców, nie chcesz być szczęśliwa, dlatego sama siebie ranisz. Taka
jest prawda!
- A nawet jeśli, to co ? Zabronisz mi? – nie czekała na
odpowiedź. – Wychodzę!
Zbiegła po schodach szybko, aby nikt nie był w stanie jej
zatrzymać, nawet Oliver. Ben i Sam dotarli do drzwi za szybko, a po nich
dobiegł Daniel.
- Dlaczego Skai krzyczała?
- Gdzie poszła? – dopytywali się bliźniacy.
- Nie wiem gdzie. – odpowiedział im Daniel. – Nie martwcie
się, wróci niedługo. Ona teraz ma trudny okres, musimy jej pomóc.
- Nieważne czy wrzeszczy na nas, płacze czy cokolwiek innego
robi. Musimy jej pomóc tak, jak ona nam pomagała zawsze, kiedy tego
potrzebowaliśmy. – dokończył Oliver.
- To co możemy zrobić? – Sam uniósł głowę.
- Ej młody, nie płacz. – zaśmiał się Oliver, czochrając Sama
po włosach. – To nie koniec świata. Poradzimy sobie.
- Bądź mężczyzną! – dodał Daniel.
- Gdzie James? – spytał Oliver.
Wtem zadzwonił ponownie telefon. Bracia spojrzeli na siebie,
nikt nie wiedział kto to może być. Pierwszy, który się ocknął był Oliver.
Podniósł powoli słuchawkę.
- Halo?
Chłopcy w napięciu spoglądali na Olivera. Ten zaś nie miał
najlepszej miny. Wyglądał na zaniepokojonego, gdyż zaczął chodzić w jedną
stronę i w drugą bawiąc się palcami.
- Co jest? – spytał od razu Daniel, kiedy Oliver skończył ów
konwersację.
- Wiem, gdzie jest James. Dzwońcie po Skai i powiedzcie jej,
żeby natychmiast wróciła.
- Oliver, co jest grane?
- James jest w szpitalu. – oświadczył.
Skai natychmiast pobiegła do domu, kiedy tylko odebrała
telefon od Daniela. Od razu zapomniała o wszystkich swoich problemach, teraz w
jej głowie był tylko młodszy brat. Miała wyrzuty sumienia, że tak się
przejmowała sobą, a nie pomyślała o swoim rodzeństwu. Milczała przez całą drogę
do szpitala. Wszyscy wiedzieli tylko jedno – James miał wypadek, a jaki był
jego stan lekarz nie mógł powiedzieć przez telefon.
Gdy tylko dojechali na miejsce, cała rodzina Johnsonów
wypadła z samochodu i szybkim krokiem skierowała się ku budynkowi. W recepcji
kobieta powiedziała im na jakim piętrze jest James, więc rzucili się do windy.
W napięciu wjeżdżali na przedostatnie piętro. Kiedy już dotarli na nie, udali
się do odpowiedniej sali.
- Dzień dobry. Johnsonowie? – mężczyzna w białym kitlu
wyszedł z sali numer dwadzieścia trzy.
- Tak. – powiedział Oliver. – Co z naszym bratem?
- Pan jest prawnym opiekunem? – chłopak skinął głową. –
Proszę się uspokoić Jamesowi nic nie jest. Musiałem założyć kilka szwów oraz
opatrzyć rany, jednak nie ma on poważnych urazów, którymi powinniście się
martwić. Zaraz jak opatrzę mu jeszcze dłoń będzie wolny.
- Dziękuję doktorze. – brunet uścisnął mu dłoń, po czym
weszli wszyscy do środka. – James!
- Co?
- Coś ty narobił?!
- Nie krzycz na niego. – próbowała uspokoić brata, Skai. –
James co się stało?
- Przechodziłem przez przejście a jakiś kretyn nie wyhamował
i mnie lekko „popchnął”.
- Przechodziłeś przez przejście? Akurat! – to Daniel
parsknął. Nie dał się tak łatwo nabrać.
- No dobra, może to nie były pasy…
- James! – ryknął Oliver.
- Cieszymy się, że nic ci nie jest. – powiedziała łagodnie
Skai, miażdżąc przy tym spojrzeniem swojego starszego brata.
- Skai muszę do łazienki. – szepnął błagalnie Sam.
- My zaraz wrócimy. – oznajmiła braciom blondynka, biorąc
Sama pod rękę, po czym wyszli na korytarz.
Zamarła.
Tuż z sąsiedniej sali wyszedł Justin i również ją zauważył.
Kąciki jego ust drgnęły ku górze, kiedy ujrzał blondynkę. Czuł jak coś niewidzialnego
ściska mu serce, gdyż oczy Skai były całe zaczerwienione, prawdopodobnie z
płaczu. Justin nawet nie chciał wiedzieć, czy to on był tego przyczyną,
ponieważ ta świadomość go przygnębiała. Nie miał pojęcia, że przez takie
głupstwo sytuacja między nimi się pogorszy jeszcze bardziej.
Już chciał coś powiedzieć, kiedy aparatura ukazująca pracę
serca Jeremy’ego zaczęła piszczeć. Lekarze rzucili się ku mężczyźnie a Justin
stanął sparaliżowany, obserwując jak jego ojciec umiera…
Od autorki: Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Znowu miałam blokadę. Ciągle myślę o następnym opowiadaniu które zacznę pisać i nie mogę się skupić na tym :( Dziękuję, że jesteście i mnie nie zostawiliście przez te przerwy. Dziękuję również nowo przybyłym, strasznie się cieszę! W jednym dniu było aż ponad 700 wyświetleń a dla mnie to bardzo dużo. DZIĘKUJĘ !
Nareszcie nowy rozdział. Uczylam się na historię, ale nowy rozdział na twoim blogu jest ważniejszy! To się porobiło. James w szpitalu, Jeremy umiera. Kurde! I właśnie teraz Skai i Justin powinni się wzajemnie wspierać, ale oni są skłóceni, bo jak zwykle Bieber musiał coś odwalić! Jestem strasznie ciekawa, jak to wszystko się potoczy, a przede wszystkim jestem ciekawa czy naprawdę uśmiercisz Jeremiego. Nie chciałabym tego. Chociaż może dzięki temu Justin trochę by się ogarnął i zrozumiał, że Skai jest dla niego naprawdę ważna. Jestem też ciekawa co będzie z tym przedstawieniem... Przecież jeżeli Justin będzie taki załamany to nie wystąpi... Ale się tym wszystkim przejęłam i teraz będę się zastanawiać co będzie w nowym rozdziale.
OdpowiedzUsuńMasz pomysł na nowe opowiadanie? To super, bo to oznacza, że nadal będziesz pisać, a ja wprost kocham twoje opowiadania i ty dobrze o tym wiesz.
Pozdrawiam i życzę dużo weny. :* <3
OMG się porobiło.. Teraz to Skai będzie pocieszała Justina..
OdpowiedzUsuńTak się cieszę że jest nowy rozdział, uwielbiam tą historię*.* no no to się sprawy jeszcze bardziej pogorszyły, kurczę i teraz pewnie będzie smutno :c ale nie mogę się doczekać tego przedstawienia, tak Skai zagra z Justin'em omg juhu! :D do następnego, życzę ci mega dużo weny żeby następny rozdział był troszkę szybciej? :) much love kochana xxx
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać :)
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
Świetny rozdział! To się wszystko pomieszało... Głupi Bieber znowu coś musiał odwalić :/ Mam nadzieje że się jednak wszystko dobrze skończy. Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńNaprawde wspaniały rozdział.!Ehh! Tyle emocji ! Uwielbiam to .! Masz w tym talent ;>
OdpowiedzUsuńBooziu jesteś genialna, zresztą jak to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńPs. (włącz anonimowe komentarze)
Jezu świetny rozdział. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBoskie *o* zajrzysz na mój? http://justins-guardian.blogspot.com
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńwłaśnie podałaś link do mojego bloga xd
omg musza uratowac jeremiego on nie moze umrzec nieeeeeeeeee :(
OdpowiedzUsuńJej, na wstępie chciałam przeprosić, że ostatnio nie skomentowałam rozdziału :( Przepraszam, nie zdążyłam.
OdpowiedzUsuńA vo do tego rozdziału, no genialny po ptostu i ile się dzieje. Szkoda mi Skay, ponieważ widać, że cierpi z powodu braku Justina. Justin też to czuje i chce naprawić, no jednak to Justin i przecież nie przyjdzie do niej z kwiatami, bo duma mu na to nie pozwala. Ale mam nadzieję, że ona mu wybaczy. Tak, wirle razy już to robiła, jednak mimo wszystko oni są dla siebie stworzeni. Dobrze, że Justin wymyślił ten plan, ale jego tekst, że dziewczyny od niego uciekają, dobił mnie całkowicie ;D Oczywiście pozytywnie. Jej, w pierwszym momencie pomyślałam, że James i Jerremy mieli wspólny wypadek, ale chyba jednak niee. Jej, szkoda mi Justina. NibyJerremy nie był jego ojcem, ale na pewno przykro by mu było gdyby zmarł. No i przede wszystkim nie potrafiłby patrzeć na załamaną Jazzy. Uroczo byłoby, gdyby teraz przytuluł się do Skay awww /;* To jest idealne, uwielbiam czytać Twoje opowiadanie. Kocham ♥
black-tears-jb.blogspot.com
my-heaven-jb.blogspot.com